Sam doświadczyłem co najmniej dwóch z przytoczonych tu przez kolegę Oskarowego przypadków:
1. Wciskanie kitu, że winę za BF/FF ponosi kiepski obiektyw i kalibracja z 350D jest awykonalna, jak kiedyś sobie kupię jakąś „eLkie” to będzie lepiej /słowa serwisanta/ . BF był tak duży, że czym prędzej sprzedałem i body i szkło. To było moje pierwsze lustro kupione specjalnie na wakacje – nie muszę chyba pisać, że zdjęcia ze względu na potworny BF o kant d.... pamiątki z wakacji nie było, za to awersja do Canona została. I gdyby nie to że pojawiła się wtedy "piątka" siedziałbym teraz pewnie z Nikonem.
2. Pierwszy odwiedziny z "piątką" w serwisie na darmowe czyszczenie matrycy. Aparat zostawiam o godz.10, o 15 ma być gotowy, jako że wtedy do Wawy przybyłem pociągiem przez 5 godzin tułałem się po mieście. Wracam do serwisu aparat leży nie zrobiony, karzą chwilę zaczekać w tym czasie słyszę syk sprężonego powietrza i za chwilę serwisant przynosi aparat. Byłem trochę zdziwiony metodą czyszczenia, ale w końcu pomyślałem że gdzie jak gdzie ale tu wiedzą co robią. Niestety chyba nie widzieli bo za matówką znalazło się kilka farfocli. Bojąc się tego co jeszcze mogą skopać zabrałem aparat do domu, w domu zdjęcie testowe matryca nadal uwalona w sumie nie dziwne.
O Żytniej chciałem już zapomnieć i modliłem się żeby tam już nie trafić, niestety pech chciał, że podczas nie fortunnej zmiany szkła porysowałem matówkę. Wymiana matówki przebiegła dosyć szybko czekałem chyba 2-3 godziny. Niestety na nowej matówce były już widoczne paprochy, których rzekomo nie da się usunąć bo matówka ma to do siebie że zawsze coś się na niej osadzi - taką odpowiedź mniej więcej dostałem.

Wszystkim życzę jak najmniej wizyt w „serwisie” Canona na Żytniej.