ja po prostu staram się zrozumieć, dlaczego ludzie boją się zdjęć
no i co że wrzucić w sieć? pomyśl o tych wszystkich, który widzieli Cię tego dnia na ulicy
Wersja do druku
Ja się nie boję, powody zatrzymam dla siebie :)
z mojej strony eot :)
Właśnie! airhead poruszył ważną sprawe. Ja w sumie to sie ciesze jak ktos mi zrobi zdjecie na ulicy. Widocznie stwierdzil we mnie cos interesujacego (czy pozytywnie czy negatywnie to w sumie bez znaczenia).
A opinia jak kolegi Nct jest dla mnie szokiem, bo myślałem że w gronie osób zamiłowynych w fotografii, to akurat wszyscy zwartym szerekiem sie usmiechają do obiektywów :)
Fotografią interesuję się w zasadzie od niedawna (max 2 lata ;)) także jestem nowicjuszem :) Ja wole jednak stać po drugiej stronie obiektywu :))
Jak wspomniałem, kwestia wyboru - jedni chcą by im robić zdjęcia, zaś inni nie.
Ja tego przestrzegam i nie wnikam czego ktoś nie chce fotki - to jego prywatna sprawa :)
Fajny hosting: http://safeweb.norton.com/report/show?url=cba.pl
Zobacz sobie, że wszystkie zagrożenia są linkami do hostingów innych osób (mini-gierki.cba.pl, metinbugi.cba.pl itp...). To nie moja wina, że ludzie takie shity sobie wrzucają na strony...
Ani nie Twoja wina że korzystasz z hostingu zezwalającego na takie rzeczy...
Jak znajdziesz inny darmowy z taką gamą advantage'ów to zastanowię się nad przesiadką. Chyba, że chcesz zasponsorować miclesikowi hosting.
...jako news w temacie: http://canon-board.info/showthread.php?t=60486
Manufaktura w Łodzi jako chyba pierwsze CH w Polsce zniosła (bezsensowny zdaniem chyba wielu z nas) zakaz fotografowania.
Iskierka normalności?? :)
http://prawo.vagla.pl/node/9027
"Regulaminowy zakaz fotografowania w muzeach to klauzula abuzywna."
no to się zacznie
gdy nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę, brak konkretnych zapisów prawnych powoduje takie zachowanie a brak precyzyjnych przepisów powoduje ze każdy interpretuje jak chce ... suma sumarum mało kto z nas pójdzie na drogę sadowa ... szkoda zachodu, nie zmienia to faktu ze idiotyczna sytuacja ... niedługo trzeba będzie płacić za oddychanie powietrzem w pomieszczeniach które zwiedzamy bo w końcu kiedyś mieszkał tu król :)
analogicznie sytuacja ma miejsce w lokalach ... możesz robić sobie i innym zdjęcia do woli, pojawisz się z para młodych pojawiają się nagle opłaty :( no w sumie lokal prywatny wiec jakoś to można wytłumaczyć
Ochrona wizerunku rzecz święta. Jak ktoś wyraźnie zwraca się do mnie, że nie życzy sobie abym go fotografował to huk, jego strata ;) A tak poważnie to przecież również zależy od sytuacji bo jeżeli człowiek jest uczestnikiem manifestacji to sorry, sam się pchał przed obiektyw, ale jak chcę zrobić komuś portret na ulicy to pytam o zgodę. Mi kiedyś zdarzyła się zupełnie absurdalna dla mnie sytuacja. Przejeżdżając obok ośrodka dla uchodźców (nieogrodzonego, w granicach administracyjnych miasta, widocznego z drogi publicznej etc.) zobaczyłem powywieszane z okien suszące się "tony" ubrań. Całość wyglądała obskurnie, jak nie przymierzając slums z trzeciego świata. Zatrzymałem się, wysiadłem i zrobiłem kilka zdjęć elewacji obwieszonej tymi szmatami. Zanim zdążyłem zapakować się do samochodu już był przy mnie pracownik ochrony (emeryt),a po chwili dobiegła (gdy siedziałem już w samochodzie) kierowniczka tego ośrodka. Jeszcze zanim otworzyłem szybę słychać było jej krzyki, że jakim prawem, że zakaz fotografowania i takie tam. Skwitowałem to śmiechem mówiąc, że zakaz fotografowania nie obowiązuje już nawet na obiektach wojskowych i że może sobie ten zakaz wieszać gdzie chce. Budynek jest publiczny, utrzymywany za moją kasę, fotografowałem elewację z miejsca publicznego ogólnie dostępnego, na zdjęciach nie było żadnego uchodźcy więc nie naruszałem niczyich praw i poprosiłem aby się nie darła jak zarzynana bo nie ma racji, a ja mam prawo fotografować i tyle. Zaczęła mi grozić policją. Powiedziałem, jak ma ochotę to niech sobie dzwoni, nie mam nic przeciwko. I tu zrobiłem błąd bo najzwyczajniej odjechałem. Kobita rzeczywiście zadzwoniła na policję o czym dowiedziałem się po jakimś czasie kiedy zapukał do mnie Pan dzielnicowy. Oczywiście gadka z nim przebiegała w atmosferze zrozumienia. Ktoś mu kazał to przyszedł wyjaśnić sprawę (kobita spisała numery rej.). Żałuję, że nie poczekałem na policję i teraz zawsze będę tak robił. W/g mnie ona powinna być ukarana mandatem za bezpodstawne wezwanie patrolu do interwencji. Problem z pozwoleniami na fotografowanie polega na solidnym zakorzenieniu dużej części społeczeństwa w komunie. Ludzie są nauczeniu, że nic nie wolno, na wszystko trzeba kwity i każdy donos załatwi sprawę, a prawo jest tylko dla władzy (w tym przypadku dla wszechwładnej kierowniczki). Drugi przypadek sprzed kilku dni. Fociłem stary mur z furtką. Mur w wyniku przebudowy ulicy ma być wyburzony lada dzień. Podchodzi do mnie gówniarz może 14-letni i mówi, że sobie nie życzy abym to fotografował bo to była posesja jego ojca :)) Myślałem, że pęknę ze śmiechu. Tłumaczyłem mu jednak przez śmiech, że będę sobie fotografował ten murek jak długo zechcę i wrzucę te zdjęcia gdzie zechcę, a jego odesłałem do szkoły aby się więcej uczył. Absurdów jest wiele. Wiele osób zachowuje się wręcz śmiesznie, ale z drugiej strony bądźmy wyrozumiali :) dla wielu z tych ludzi zupełnie niezrozumiałym i irracjonalnym, a więc podejrzanym jest fakt, że ktoś może chcieć fotografować np. cień drzewa na ścianie ich bloku, bo niby po co?
!!! Łączenie podwójnego wpisu !!!
O kurczę, ile tego wyszło :))
Tylko jednak uwaga... reakcja śmiechem jest chyba nie na miejscu.
czasami taki smiech wyzwala agresje :) zreszta zauwazylem ze z niektorymi ludzmi raczej nie da sie w cywilizowany sposob dyskutowac a przepchnac wlasna racje podparta nawet przepisami graniczy z cudem
ja miałem przykład tego, że rozmowa, ustalenia swoją drogą... a czyny swoją podczas akcji policji po strzelaninie w autokomisie w Wągrowcu.
przy takich akcjach jak piszesz to jest jeszcze inaczej bo to specyficzna sytuacja ... zalezy zreszta z czym sie spotkales
schodzimy z tematu ale prawda jest to ze z dziecmi z trzeciego swiata a szczegolnie posiadającym w rekach bron sie nie dyskutuje
Już parokrotnie spotkałem się z informacją na imprezach masowych w swoim mieście ze obowiązuje zakaz fotografowania?
Czy to jest zgodne z prawem?
To bardzo częste jeżeli na imprezie znajdują się akredytowani fotografowie. Czy to zgodne z prawem nie wiem, ale na pewno irytujące.
Bo jeżeli już zapłaciłeś (lub nie w przypadku imprez otwartych) i zająłeś sobie miejsce na wyznaczonym terenie to czemu nie możesz stamtąd zrobić kilku zdjęć?
Co innego jeżeli ktoś przełazi za barierki... Wtedy interwencja obsługi/ochrony jest uzasadniona.
Kupując bilet zawierasz umowę. Jeśli w momencie kupna była informacja, że nie wolno to jest OK - taka umowa. Jeśli w momencie kupna nie było zastrzeżenia, że "bez aparatu" to...
I zazwyczaj na tych biletach jest informacja ze nie mozna uzywac - jak to okreslaja - profesjonalnych aparatow. Co jest o tyle glupie i mylace ze chodzi im po prostu o lustrzanki i wszelkiego typu duze aparaty. Jesli ktos ma "glupiego jasia" albo inna małpke to moze robic zdjecia.
Ciekawe na ile zdaly by sie wyjasnienia ze Canon 50D nie jest aparatem profesjonalnym i ze do takich mozna zaliczac tylko serie 1 ;D
Tak czy siak ktos organizujac impreze moze rownie dobrze zaznaczyc ze mozna na nia wchodzic tylko w bialych tenisowkach i jak sie nie podoba to wypad.
Ot, takie idiotyczne wymysly "marketoidów".
Ostatnio wchodząc na teren festiwalu pytałam się ochrony, czy mogę fotografować. Stwierdzili, że organizator zabrania używania "profesjonalnych aparatów" właśnie, lecz nie definiuje pojęcia i generalnie mam się nie przejmować. Rzeczywiście -- nikt mi uwagi nie zwrócił, a bynajmniej nie kryłam się z 70-200 ;-)
Jest to o tyle irytujące, że nie jadąc na imprezę samochodem i nie mając gdzie ewentualnie zostawić sprzęt w razie problemów na bramce, nie wiadomo czy ryzykować i zabrać ze sobą aparat, czy lepiej zostawić w domu... A zakaz idiotyczny, ale pewnie wziął się z dwóch głównych powodów:
1. akredytowane fotopstryki chcą mieć wyłączność na materiał
2. zespoły występujące na scenie wkurzały się na ciągłe błyskanie co drugiej osoby co kilka/naście sekund :)
Nawet gdybym przyjechał samochodem, to też nie zostawiłbym sprzętu w bagażniku. Wrócić się na parking ze sprzętem i na widoku chować plecak czy torbę do bagażnika, to proszenie się o problemy.
Oczywiście jeżeli na imprezę da się wnieść aparat, to wnosić, a ewentualnie później nie robić zdjęć. Problem pojawia się, gdy przy wejściu każą pokazać zawartość plecaka i nie wpuszczają z aparatem.
Imprezach o których pisałem był darmowe.
Dwa razy był to musical w wykonaniu miejscowej młodzieży i na jego początku była informacja chyba nagrana wcześniej (raz w domu kultury i drugi w amfiteatrze pod chmurką.
I pod tą samą chmurką występ Dody.
I kiedyś Piaska można było fotografować tylko przez kilka pierwszych piosenek przy scenie a scena od publiczności była koło 30m (o tym powiedział nam ktoś z Piaska ludzi).
W przypadku imprezy masowej o wolnym dostępie masz prawo fotografować co, jak i czym chcesz. Nie zawierasz żadnej umowy w tej materii i przy publikacji obowiązują cię jedynie przepisy ogólne, chroniące prawa do wizerunku osób trzecich.
Kiedy wchodzisz na imprezę zamkniętą, taką umowę zawierasz, o czym pisał Janusz Body. Tam obowiązują zasady organizatora ustalone z managerem artysty. Mogą one ograniczać fotografującego w tej kwestii.
powiem szczerze, mimo ze sam fotografuje na koncertach, ze niektorzy nie maja za grosz taktu i smaku. Wlasnie w Szczecinie bylm na koncercie Davida Russella. To jeden z najwazniejszych gitarzystow klasycznych stulecia o ile nie historii gitary. Szlag mnie trafial, jak trzech kolesi strzelalo seriami, majac w dupie muzyke. A jak wiadomo muzyka klasyczna wymaga ciszy i skupienia. Gdyby nie to, ze po pierwszym utworze sie zmyli z pewnoscia interweniowalbym. Zero profesjonalizmu. Poczytajcie drodzy wynajeci fotoreporterzy wywiady z panem Janem Bebelem. Tak samo irytujace sa babcie z malpkami, ktore z 20go rzedu robia zdjecia z lampa blyskowa... i to po kilkanascie. Potem powiedza "o, o, tutaj jest Irena Jarocka"...
Ostatnio w moim mieście ma miejsce kilkudniowa - darmowa impreza prezentująca artystów i ogólnopolskim uznaniu. Mimo jej darmowego wydźwięku na stronie było multum informacji na temat akredytacji, wydawania takowej, podań i innych takich rzeczy. Czy wydawanie akredytacji w ogóle ma sens w przypadku darmowej imprezy? Czytałem, że artyści sobie zastrzegli, że nie chcą być fotografowani "przez masy", czy to się godzi ze sobą w ogóle biorąc pod uwagę brak biletów a zarazem umów z widzem?
U mnie na WOŚP K.A.S.A w ogóle nie pozwolił się fotografować i powiedział, że ochroniarze mają tego pilnować wśród publiczności bo inaczej zejdzie ze sceny
Problem jest o tyle, że tam praktycznie każdy miał taki sam dostęp do sceny. O wywiadach podejrzewam, że mogli pomarzyć - obserwuję galerię tej imprezy i po załamaniu rąk nad zdjęciami muszę powiedzieć, że poziom merytoryczny leży i żadnych bardziej osobistych zdjęć artystów brak.
Boję się, że ochrona po prostu podchodziła do każdego, kto miał aparat i pytała o akredytację - ludzie na ogół nie są świadomi przepisów i dawali się swobodnie z koncertu wyprowadzić bądź chowali aparaty (bez akredytacji oczywiście). Dziwne uregulowania.
Dziwne czy nie dziwne, to jednak każda impreza masowa, nawet taka bez biletów, ma swój regulamin. I wtedy samo wejście na teren imprezy oznacza akceptację regulaminu. Kwestia tylko w upierdliwości ochrony, czy będzie im się chciało gonić każdego z aparatem w ręku. Bo jak wiadomo regulamin regulaminem, a czy widział kto kiedy żeby przy bramkach na koncert metalowy cofnęli kogokolwiek za "obuwie z metalowymi czubami"? ;)
Nie wiem co to jest K.A.S.A. (na Google wyskakuje Kentucky Area Soccer Association albo Korean-American Student Association, ale to chyba nie to).
Byłem niedawno na koncertach "ulicznych" zespołów Arrested Development i Blues Traveler (przynajmniej można znaleźć w Google i chyba trochę bardziej znani w cywilizowanym świecie niż jakaś kasa). Darmowe, ale oczywiście z bramkami, ochroną, policją itp.. Aparatami dowolnego rozmiaru nikt się zupełnie nie interesował, tylko ewentualnie bombami.
Dało się dopchac do sceny i pstrykać zdjęcia do woli (jeżeli nie brać pod uwagę grożby utraty słuchu).
!!! Łączenie podwójnego wpisu !!!
co kraj to obyczaj...
Jesli mowimy o koncertach, w ktorych istnieje grozba utraty sluchu przy podejsciu do sceny to zupelnie inna bajka. Tu raczej odglosy dochodzace z aparatu nie sa slyszalne. Wroce jednak do innego rodzaju koncertow. Np Keith Jarrett przerywa koncert i go konczy jesli widzi kogos, kto bez jego wiedzy robi zdjecia.
Abstrachujac, bylem ostatnio w Krakowie na Wawelu, a poniewaz otwarta byla tylko krypta wszedlem do niej chowajac aparat gdy zobaczylem zakaz fotografowania. Co widze? W krypcie jakas mloda dziewczyna strzela zdjecia jak najeta lustrzanka cyfrowa z wbudowana lampa blyskowa... Ludzie robia miliony nikomu nie potrzebnych zdjec, nie maja wyobrazni za grosz. Znowu posluze sie przykladem, poniewaz jestem z pomorza gdy bylem w Krakowie odwiedzilem tez Wieliczke. Wycieczka sie opozniala przez ludzi ktorzy "robili sobie zdjecia na tle". Przy kazdym zatrzymaniu przez przewodnika gdy konczyl mowic ustawiala sie kolejka, ktora robila sobie zdjecie na tle... Latwo sie domyslic, ze zdjecie wygladalo mniej wiecej w ten sposob, bardzo mocno oswietlona, przepalona wrecz postac, a tla nie widac... Rozumiem, raz sprobowac, zobaczyc i powiedziec, eeee nie ma to sensu. Ale zeby za kazdym razem popelniac te same bledy???? Troche sie rozpisalem...
Proponuje wymyślić i opatentować bezgłośny mechanizm Wyzwalania lustra i migawki w lustrzankach. Zostaniesz miliarderem! Jeśli nie potrafisz to proponuje się pogodzić z faktem że aparaty są słyszalne. A jak chcesz wiedzieć co to znaczy głośny sprzęt to posłuchaj Pentaksów lum Sony Alfa ...
Co za bufon hahahaha. Gdyby ochroniarz do mnie z takim tekstem wyjechał bym go zlał po prostu, a gdyby zaczął używać siły wezwałbym policję. Na imprezach masowych na których nie jestem zobligowany do akceptacji jakiejkolwiek umowy i jej respektowania mogę sobie dowolnie pstrykać zdjęcia.
Co z tego że impreza ma regulamin? Aby on obowiązywał potrzebujesz oświadczenia osoby wchodzącej na imprezę. Taki regulamin musiałby być widoczny dla każdego z uczestników zanim weszliby na teren imprezy.
Idąc tym tokiem rozumowania mogę kupić sobie kawałek chodnika na jakiejś ruchliwej ulicy i zarządzić w regulaminie, że każdy przechodzący przez mój chodnik jest zobligowany do zapłacenia 1000... Lub inne tego typu brednie.
Hmmmmmmm.... to akurat mógłbyś zrobić. To się myto nazywa i jest nie tylko akceptowane w polskim prawie ale nawet używane. Vide Kulczyk i Autostrada Poznańska. Myto płacić trzeba. Państwo zresztą nie lepsze. Ciężarówki (zagramaniczne) muszą mieć winiete. Zobacz se w Kołbaskowie jake znaki stoją i co na nich jest napisane.
--->> Myto
:-)
Kupując bilet, lub/i wchodząc na teren imprezy zawierasz umowę z organizatorem. W takiej umowie może być prawie wszystko i musisz się do tego dostosować (to tak jakby zapytać sąsiada czy możesz wejść na jego ogródek -może Cie nie wpuścić bo to jego teren i ma do tego prawo, tyle że w przypadku sąsiada ogródka nie pilnuje firma ochroniarska:P ) tu może być zawarty np zakaz wnoszenia niebezpiecznych przedmiotów, własnego alkoholu czy np robienia zdjęć, a nawet może być wymagany odpowiedni ubiór (np białe ubrania na sensation white. Jeśli się nie podoba to nie musisz wchodzić na taką imprezę, lub nie zostanie się na nią wpuszczonym...
Wydawanie akredytacji ma sens. Akredytacja bardzo często umożliwia swobodne (lub swobodniejsze) poruszanie się po terenie imprezy, dostęp do tzw fosy czyli przestrzeni pod samą sceną gdzie nie jest się zgniatanym przez setki, często pogujących ludzi. Często również ma się wstęp na backstage gdzie można pogadać z muzykami, zrobić wywiad, oprócz tego zdarza się że występuje strefa vip (z racji częstego występowania również bufetu, często przez złośliwych zwana punktem dożywiania dziennikarzy), czasem występuje też kącik/pomieszczenie/punkt prasowy gdzie ma się dostęp do prądu, internetu itp i można otrzymać materiały prasowe.
Tyle z teori. W skrócie na większości imprez akredytacja umożliwia wejście na ogrodzony przez organizatora teren - bezpośrednio pod scenę, na backstage.
!!! Łączenie podwójnego wpisu !!!
Sprzedają już takie kawałki ulicy i pobierają opłaty za przejazd. W Polsce nazywa się to płatnymi autostradami.
"Proponuje wymyślić i opatentować bezgłośny mechanizm Wyzwalania lustra i migawki w lustrzankach. Zostaniesz miliarderem! Jeśli nie potrafisz to proponuje się pogodzić z faktem że aparaty są słyszalne. A jak chcesz wiedzieć co to znaczy głośny sprzęt to posłuchaj Pentaksów lum Sony Alfa ..."
jeszcze raz powiem, przeczytajcie sobie Wy, ktorzy robicie zdjecia na koncertach wywiad z Panem Janem Bebelem. Robie zdjecia na koncertach muzyki klasycznej, jako ze sam jestem muzykiem pytam czesto po koncercie wykonawcy, czy bylo mnie slychac. Jeszcze nikt nie odpowiedzial twierdzaco. A nie mam nawet obudowy dzwiekochlonnej (choc czasami bylaby zbawieniem)
Jakiś czas temu dowiedziałem się, że statyw jest wyznacznikiem zawodowca. Cieć w Łazienkach przyczepił się do mnie, że robię zdjęcia ze statywu a dyrekcja określiła zdjęcia robione z ręki za amatorskie a ze statywu robi zawodowiec więc musi mieć pozwolenie. Skończyło się kulturalną wymianą zdań, że przyjąłem jego uwagi do wiadmości a i tak nic mi nie może zrobić więc niech sobie idzie i poszedł, robiłem zdjęcia jeszcze ze dwie godziny i nikt się już nie czepiał.
nie no jeszcze sie dopisze :) A moze to fotografowie czasami powinni sie pogodzic z tym, ze nie ma warunkow do robienia zdjec? Leci koncert np Chopina, II czesc f-mola, klimat, cisza taka ze nikt nawet nie kaszlnie... az tu nagle slysze serie, 7 klatek na sekunde. Nic nie usprawiedliwi takiego podejscia.
Moja pierwsza zasada: fotograf powinien być przezroczysty.
Ludzie nie po to przychodzą na koncert, by słuchać migawki i oglądać fotografa.
Z drugiej strony przesadą jest to, że często nie mogę zrobić zdjęć na "terenie koncertu" ludziom, którzy się przemieszczają, ustawiają, oczekują, ziewają, odchodzą, itp.
Pamiętaj tylko o jednym. Treść umowy i wszystkie warunki muszą być wcześniej znane w chwili jej zawierania każdemu uczestnikowi z osobna. W innym wypadku umowa nie obowiązuje.
I po to są akredytację na takie imprezy. Dostają je zazwyczaj ludzie, którzy znają się na rzeczy.
Umowa obowiązuje.
Nie obowiązują te zapisy, które nie zostały prawidłowo doręczone konsumentowi.