Do wszystkiego można dorobić historię. Ba, można zrobić z tego sztukę. Pytanie tylko czy za 10 lat te fotki będą budzić uśmiech czy zakłopotanie - zarówno młodych jak i fotografa. I gdzie jest granica "uciekanie przed sztampą".
Zastanawiałem się nad takimi zdjęciami - zupełnie tego nie czuję - nie z lenistwa czy obawy przed wysiłkiem umysłowym - po prostu uważam, że to nie jest fotografia ślubna.
Natomiast chętnie bym zrobił taką sesję w ramach jakiegoś performance. I taką kategorię bym te zdjęcia opisał.
Był w GW ostatnio artykuł zilustrowany zdjęciem pary młodej siedzącej przy stole - trzymali sztućce, a na stole leżało ich dziecko. Taka artystyczna "konsumpcja małżeństwa". To były zdjęcia "ślubne". Troche makabryczne - makabryczne w kontekście ślubu i tego co ten obrzęd sobą reprezentuje. Nie mam nic przeciwko takim eksperymentom - ale przeciwko wmawianiu mi że to jest artystyczna fotografia ślub na się buntuję.
Łukasz