Zejdźmy na ziemię! - Ale najpierw trzeba wejść z aparatem w torbie na drzewo 10m (bo niżej gałęzie zasłaniają). Jak już się usadowimy na gałęzi i przygotujemy do focenia pięknie meandrującej rzeczki w jej delcie, pod słońce w niej odbite, wtedy... potężna chmura zasłania słońce.Robi się zimno a chmura mimo silnego wiatru, który kiwa drzewem jak w wesołym miasteczku, jakby nie przesuwa się wcale. No to strzelasz w jej cieniu licząc naiwnie, że "balans bieli" coś z tym potem zrobi... W trakcie okazuje się, że po długiej i wyczerpującej wspinaczce strasznie trzęsą się ręce i wystaczający czas migawki na teleobiektyw może być niewystarczający. Włączasz stabilizację tak na wszelki wypadek i cykasz 3 pierwsze fotki testowe. Wreszcie wielka chmura odchodzi i wychodzi słońce, ale po innych chmurach widać, że tylko na moment. Czwarta fota i... "Wymień baterię"... No i niech ci teraz spadnie jedyny aku jaki masz w zapasie... a ponowne włożenie starego tym razem nic nie dało. - Nie spadł, aku wymienione! (Choć ze zręcznością niemowlaka.) Ale słońce znowu za chmurą - jeszcze większą niż poprzednia. Wtedy, 10m nad ziemią prócz adrenaliny dostajesz skurczu w nodze i nie ma jej gdzie wyprostować - ból niemiłosierny. W końcu coś spadło - to dekielek wysunął się z kieszeni. Wiatr wieje więc niektóre suche gałezie spadają a jedna akurat największa wali w plecy i zatrzymuje się na torbie. No gdybyś nie był człeku zakotwiczony tą nogą co dostała skurczu... Znowu wychodzi słońce, pojawia się obrazek, który sobie wymarzyliśmy, wszystko gotowe i... jest fota! - Wtedy dopiero adrenalina szczytuje -dosłownie!
(Z dedykacją dla tych co myślą, że ladszafciarze to mają sielankowe życie.)
Dla uspokojenia polecam przesiedzieć chociaż godzinę na ambonie myśliwskiej, śmieszne 5m nad mokradłem i podziwiać kolorki i ptaszki... Bajka!
A mieszczuchom na adrenalinę polecam również focenie ochroniarzy w sklepie dla idiotów. :rolleyes: