Ale przepraszam Cię bardzo... wydaje mi się, że koraf właśnie pojechał tam pozwiedzać, przy okazji chcąc zrobić bardzo dobrze wykonane zdjęcia z wycieczki :P
NIE DA się połączyć jednego i drugiego. Jak zwiedzasz jesteś uwiązany jakimś planem, ludźmi, którzy z Tobą jadą, i dla których stary szczerbaty dziadek, idealnie wkomponowujący się w zdjęcie, nie musi stanowić atrakcji na tyle, żeby spędzić z nim 2h czekając na odpowiednie światło.
Nie wiem dlaczego od dilera Opla wymagasz, żeby Ci merca sprzedał :P (sorry, koraf ;-))
Szczególnie że najczęściej na drugi koniec świata jedziesz na 2-3 tygodnie, chcesz zobaczyć jak najwięcej i z czegoś TRZEBA ZREZYGNOWAĆ. Twoje szczęście jak jedziesz sam albo ze "świrem" podobnym do siebie, wtedy rzeczywiście można popolować na foty, ale "normalnie" się po prostu nie da. Chyba że masz lata wprawy albo "to coś" co pozwala wejść ludziom z 20mm w twarz tak, żeby jeszcze Ci za to podziękowali.
Przeczytałam to osławione "W kadrze". Bardzo mądrze pan pisze. Tylko
a) nie pojadę z kimś, kto będzie zajarany, że mi blendę potrzyma, ba, nawet z blendą nie pojadę, bo trzeba będzie potem ją wtargać na te 5tys mnpm
b) nie będę przez 3 dni z rzędu chodzić pod tę samą świątynię czekając aż nastanie to idealne światło i ktoś właśnie będzie odprawiał modły -- pójdę tam w samo południe na pół godziny bo tak właśnie się ułożyło
c) a już tym bardziej nie będę chodzić z przenośną drukarką, żeby ludziom foty dawać w podziekowaniu! ;-)
No i dlatego foty mam jakie mam, lubię je, bo wiele wysiłku mnie kosztowały.
I mam w pędzlu, że nie stanowią świetnego reportażu z życia miejscowej ludności :P
Uf, się rozpisałam.
Dobranoc
PS. Jakby mi NG fundnął miesiąc w Nepalu, to bym siedziała tam bardzo chętnie wcinając palcami dal bath, integrując się ze społecznością na tyle, że pewnie przyzwoity reportaż by powstał. Ale jak mam tam 2-3 tyg na które zbierałam długo kasę, to jednak wolę najpierw coś zobaczyć/przeżyć, a jak coś się uda cyknąć przy okazji to tylko dobrze :P