Pewnie, przeprosiny i pokrycie kosztów prawnika absolutnie na to nie wskazuje. Pozwany po prostu lubi publicznie przepraszać, fetysz taki.
Wersja do druku
Pewnie, przeprosiny i pokrycie kosztów prawnika absolutnie na to nie wskazuje. Pozwany po prostu lubi publicznie przepraszać, fetysz taki.
Kolego pank, troszeczkę jednak nadinterpretujesz.
Z racji wykonywanego zawodu znam takie sprawy trochę "od kuchni" i uwierz mi, że niektórzy są skłonni dużo poświęcić dla tzw. świętego spokoju.
Jasne, to ja tu jestem tym co nadinterpretuje, koleś który z premedytacją zerżnął mocno wypromowane i rozpoznawalne zdjęcie do własnej reklamy jest czysty jak łza i nic się nie stało :) Z resztą, to że ktoś tam od kogoś coś zerżnął to małe miki. Najbardziej kuriozalne i przerażające jest to jak podchodzi do takich spraw spora grupa fotografów.
Cóż, masz prawo mieć swoje zdanie.
Ja również.
Mamy przecież demokrację.
W tym kilku fotografów-prawników, między innymi jeden tu na forum. A Ty dalej wiesz lepiej od wszystkich.
Nie wiemy co było w pozwie, jak dokładnie wygląda ugoda. Jedyne co wiemy to parę informacji relacjonowanych w niezwykle stronniczych artykułach (i artykułach pisanych na bazie tych artykułów).
Niezależnie od tego co było w pozwie widząc obie fotografie i wiedząc w jakich okolicznościach została użyta ta druga mam wystarczająco dużo danych żeby mieć zdanie na ten temat. Z resztą o co chodziło pozywającemu już tu pisałem, nie czytałem pozwu. Nie wiem lepiej od wszystkich po prostu inaczej niż większość tutaj pojmuję przyzwoitość i uczciwość, niezależnie od tego co na to mówią przepisy, czego nie wie nikt skoro rozprawy nie było. Mogę mieć własne zdanie? Inne niż większość? Dziękuję.
Pank, problem w tej sprawie polega na tym, że to co się to stało, to nie było proste skopiowanie jednego fragmentu tekstu i wklejenie go do własnej pracy bez podania źródła, co jest słusznie nazywane plagiatem. Sprawa, z punktu widzenia prawników, miała być o tyle ciekawa, że być może orzeczenie sądu zdefiniowałoby gdzie kończy się inspiracja (nie mylić z przyzwoitością), a gdzie zaczyna się plagiat. Kilka wypowiedzi (w tym moich) sugerowało absurd istniejący w całej sprawie (nie mylić z przyzwoitością), bowiem wyrok korzystny dla pozywającego oznaczałby, że teraz każdy może powiedzieć, że coś zrobił pierwszy i nikt inny nie może tego wykorzystywać. Rozwiązanie sprawy poza sądem wysyła taki komunikat, że teraz każdy może kogoś pomówić o plagiat, zrobić nagonkę medialną, a przegra ten kto ma słabsze nerwy i przysłowiowo pierwszy mrugnie okiem.
Fajnie by było, gdyby świat opierał się wyłącznie na prostych ideałach, jak przyzwoitość, ale tak niestety nie jest.
Zupełnie nie rozumiem upraszczania tej sprawy. Zdjęcie o które toczy się spór jest mocno charakterystyczne, ani prawnicy ani sędziowie to nie są idioci i nie wydaje mi się żeby wyrok w tej sprawie jeżeli zapadłby na korzyść powoda dałoby się wykorzystać do idiotycznych dywagacji kto pierwszy sfotografował nakładanie obrączek. Wystarczy trochę rozsądku.
Nie jestem ślubniakiem ale zaskoczyła mnie reakcja części "środowiska" w sprawie tak oczywistej. Wszyscy widzimy to samo: prymitywna i raczej bezczelna kopia czyjegoś pomysłu. Jak ktoś pomysłów nie ma to niech foci nakładanie obrączek i nikt mu złego słowa nie powie. Po cholerę owijał tych ludzi kołdrą i obwiązywał sznurkiem a i pewnie wziął za to kasę.
Reakcja środowiska jest ważna. Niech będzie wiadomo kto jest twórczy i pomysłowy a kto zaledwie próbuje kopiować pomysły. Nie jest do tego potrzebny sąd, pozwy, ugody.
Uwierz mi, tego typu postępowania to często swoista partia pokera. Nawet mając lepszą kartę, trzeba czasem odpuścić, bo nie utrzymałeś ciśnienia, lub nie masz tyle kasy, żeby sprawdzić przeciwnika. I tak najprawdopodobniej było w tym przypadku. Jeśli jeszcze dodamy aspekt świętego spokoju, o którym pisał MC_, uzyskamy nieco pełniejszy obraz sytuacji, jaka być może klarowała się w oczach pozwanego, aby skłonić go do zaproponowania, bądź też przychylenia się do zaistniałych warunków ugody.
Roma locuta, causa finita. Postępowanie zostało umorzone.
Moim zdaniem, nie ma już raczej sensu kontynuować dalej tego wątku, bo tylko poprzez dalsze zniesławianie pozwanego, ktoś szybko może stać się, z luźnego komentatora forum, mimowolnym uczestnikiem pokera sądowego. ;)
A czy wiadomo coś, o tym, który skopiował? Czy on istnieje naprawdę? Czy ktoś niezależny widział to zdjęcie w sytuacji opisanej w artykule? Dla mnie to jest ciągle burza w szklance wody, będąca swego rodzaju reklamą. Zdjęcie-plagiat, którego wcześniej nikt nie widział, rozprawa sądowa, której nie było... Ale wszystkie fora fotograficzne żyją tym od miesiąca. Darmowa reklama i tyle.
Zdjęcie było publikowane w Wyborczej, widziałem, było też pokazywane na wystawach, nie widziałem. Nie jestem ze "środowiska".
Nie chodzi mi o "orginał" zdjęcia, tylko o zdjęcie-plagiat. Piosenka którą napisałem ze 20 lat temu, przyznaję, do kompozycji zasłyszanej, została splagiatowana przez innego autora. Ani moja, ani jego piosenka nie jest znana "szerokiemu odbiorcy". Mam go podać do sądu? On ma swoich słuchaczy, ja swoich i ani on, ani ja kariery w szołbiznesie nie robimy, ale jak nagłośnimy sprawę na forach i w mediach, to trochę ludzi usłyszy o nim i o mnie...
To drugie zdjęcie reklamowało fotografa na targach ślubnych, nie wystarczy taka informacja?
No tak, zaraz będziemy dywagować czy "Wysokie obcasy" w wydaniu na weekend majowy to już szeroko znane?
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-...twoj_slub.html
Dla mnie dość szeroko, nie tylko dla "środowiska".
Tak Panku na nic to nie wskazuje, ale trzeba podejść do osądu nieco bardziej bezstronnie żeby to zauważyć.
Robię śluby ale jakoś zdjęcie to zobaczyłem po raz pierwszy gdy sprawa została nagłośniona. Uwierz mi że gdybym zrobił podobne zdjęcie i miał w swoim portfolio a ktoś przyszedłby i powiedział zdejmuj bo żeś mi je ukradł to bym go wyśmiał. Ale aby dopuścić do siebie możliwość, iż ktoś dzieła fotofabryki nie widział też trzeba mieć bardziej bezstronne podejście.
Panku nie masz wiedzy na ten temat czy to było zerżnięcie czy też nie... proszę Cię choć spróbuj spojrzeć na sprawę szerzej.
Charakterystyczne owszem, ale czy to plagiat nie jest już pewnym.
Mów za siebie bo ja chciałbym wypowiadać się we własnym imieniu kolego.
Po co owijał bo miał taką ochotę, czy to świadczy o czymkolwiek?
W świecie jest miejsce i dla twórców i dla odtwórców zainspirowanych czyimś dziełem. To się nazywa wolność Panie kolego.
Nie bo ta informacja wypłynęła od strony pozywającego. co oznacza że brak jakiejkolwiek innej opinii na ten temat.
Rzekłbym, że twórców-nieodtwórców właściwie to nie ma, poza paroma osobnikami z przerostem ego :-) Wszystko jest mniejszą lub większą inspiracją, w całości lub przynajmniej we fragmentach.
No to trzeba było od razu pisać, że nie masz szacunku do tego, co robisz ;)
Nikt nie udowodnił nigdy że krasnoludki nie istnieją więc jakby spojrzeć na sprawę szerzej to nie można tego wykluczyć. Tak samo jak nie można wykluczyć że dwóch fotografów wpadło na identyczny pomysł z kołdrą, sznurem i polem. Przypadkiem identycznie trzymają się za ręce, przypadkiem mają pod głowami poduszkę, przypadkiem też są przewiązani sznurem. Zupełnie przypadkiem, zdjęcie które powstało wcześniej można było obejrzeć w ogólnopolskiej prasie, nie wspominając o wielu miejscach w internecie. Wszystko jest możliwe, z tym że ja jakoś nie wierzę w krasnoludki. Brzytwa Ockhama to całkiem sensowna teoria, zdecydowanie sensowniejsza niż teoria o istnieniu krasnoludków.
Chciałbym zwrócić uwagę, że Brzytwa Ockhama to nie żadna teoria a raczej metoda czy bardziej podejście do wyjaśniania zjawisk. Ale to tak na boku.
A poza tym, to wydaje mi się, że od dłuższego czasu w tym wątku nie pojawiły się żadne nowe argumenty, strony okopały się na swoich stanowiskach i każda powtarza swoją mantrę. Dlatego też postanowiłem przymnkąć ten wątek. Przynajmniej czasowo.
Jeśli ktoś będzie miał jakieś nowe informacje bądź istotne spostrzeżenia odnośnie tej konkretnej sprawy, poproszę o PW. Otworzę.