A ja paru bym wyslal z powrotem :D
Wersja do druku
Kurcze, to chyba dobre porownanie :roll:
Jak bylem na koloniach w NRD, to myslalem, ze to RAJ. W sklepach wszystko do kupienia, kolorowo i dostatnio. Wydawac by sie moglo, ze bylo tam suuuper. A teraz z perspektywy czasu.... hmmm :roll:
Chyba u nas teraz jest takie NRD :-?
jasne u nas NRD? nawet lepiej bo w lekkiejatletyce mamy kobiety :mrgreen:, chyba niewiele zapamietales z NRD, bo ja tez tam bylem ;-) ze dwa razy... i jakos nie widze podobienstwa do dzisjeszej RP ;-)
trzeba by jakies statystki GUS przejzec na temat emigracji jak to bylo kiedys jak teraz ile wracalo kiedys ile teraz ...
Ja w PL prowadzilem calkiem dobrze dzialajaca firme reklamowa. Mialem jednak dosc ciaglych problemow z klientami (platnosciami). Nawet umowa malo znaczyla. Skarbowka niczym kula u nogi w niczym nie pomagala a panstwo ciagle kladlo klody pod nogi.. wiec po co tam siedziec ?
Zmienilem kraj, robie to co lubie - no moze nie zawsze bo ostatnio ciagle fotografuje lazienki i kuchnie... tak czy tak.. kupilem upragniony duzy dom, 250m2 studio (hala) i gdyby nie ciagle ulewy to bym pewnie doznawal codziennego orgazmu myslac o tym jak oplacalna byla decyzja wyemigrowania z PL.
W PL zapomina sie, ze w zyciu nie tylko praca jest wazna, zapomina sie tez o wlasnej godnosci i prawie do godnego zycia. Najwet jesli sa jednostki, ktore sobie dobrze radza to globalnie PL jest krajem biednym. Wiec jak tu prosperowac na nieograniczona skale skoro grupa odbiorcow jest procentowo waska.
P.S. jeszcze jedno.. w PL na prace poswiecalem 16h dziennie, tracac wiele na relacjach z przyjaciolmi. W Uk pracuje nie wiecej niz 7h.
Apropos owych "miernot"... ludzie bez jezyka, pracujacy za minima szybko wroca do kraju. Nie wroca nigdy ludzie co maja jakis cel w zyciu, wiec bym sie tak nie cieszyl z obecnego odplywu obywateli :)
A gdyby każdy tak patrzył na siebie w zmianie świata na lepszy to byłoby lepiej. Zmiany należy zawsze od siebie zaczynać.Cytat:
Eh, też kiedyś taki byłem, chciałem zmienić świat na lepszy Do tego żebym mógł coś tu w Polsce zrobić to potrzebne są warunki. Ja nie mam wpływu na stan służby zdrowia, czas w jakim toczą się nawet najprostsze sprawy w sądzie, skuteczność policji, wysokość podatków, przepisy kodeksu pracy i korupcję. Mój wysiłek czyli podatki które tu płacę są w marnotrawione przez biurokrację zamiast zasilać skutecznie działające państwo.
Co do wyjazdu za granicę, zawsze byli,są i będą ludzie którzy sądzą, że tam jest lepiej niż tu. Może i jest a moze nie. Według mnie powiedzenie: "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma" sie idaealnie sprawdza. Jak ktoś jest dobry to w Polsce też sobie poradzi i będzie żył godnie bo tak narawdę trzeba chcieć. Ja zostaje w kraju bo nie wyobrażam sobie pracy gdziekolwiek indziej. Tutaj się urodziłam, tutaj mam przyjaciół, tutaj jest mój dom czyli to co najważniejsze. A pieniądze? Czasem nie to jest najważniejsze co nam się wydaje.
Trzeba wziąć też pod uwagę, że żyjesz Jac (i Twoi znajomi) w stolicy a w stolicy z pracą jest, zdaje się, o wiele lepiej w porównaniu do reszty kraju. No może z wyjątkiem paru większych innych miast. Tego nie wiem.
W W-wie jestem w sumie od roku. Ze znalezeniem pracy miałem farta - po 8 miesiącach. W branży filmowo-telewizyjnej to szanse są jedynie w W-wie. Tutaj się najwięcej dzieje. Trochę może w Łodzi, ew. Katowice. Wysyłałem CV po wszystkich filmowo-telewizyjnych firmach w stolicy. Dwa odzewy były. Negatywne :twisted: W gazecie (np. wyborcza) nie warto szukać takich ogłoszeń - bo nie ma :twisted: To specyficzny rynek. Tutaj się pracę znajduje przez znajomości albo jak się ma wybitną teczkę prac do przedłożenia. Nie biorę już pod uwagi tego, że w PL rynek filmowo telewizyjny się nie rozwija. No może telewizyjny trochę tak, ale filmowy to w ogóle. Wiadomo, że mogłem iść robić do jakiegoś Mc'a albo innego Kejefseja, żeby cokolwiek robić.
Szkoły filmowe i pseudofilmowe co istnieją w stolicy czy też w PL - to o kant **** roztrzaść. Liczy się ino szkoła w Łodzi. Katowice ponoć na psy zeszły w ostatnich latach. Do Łodzi wiadomo kto się dostaje. Niewielki procent to ludzie którzy naprawdę mają talent. A te wszstkie pseudo szkoły to nastawione są na zdzieranie kasy i oferowanie minimum w zamian. Nie mówiąc już o braku wykwalifikowanej kadry wykładowczej. Mój wykładowca z fotografii filmowej to zazwyczaj zaczyna jakiś temat i ZAWSZE kończy go na jakiś zasranych opowieściach ze swojego życia. Że był tu i tam, że kradł, że pił itd. Czasem pokaże jakieś gnioty studentów, które zbiera na przestrzeni lat spędzonych na wykładaniu w szkole. Zawsze pokazuje te same - bo innych nie ma.
Odnośnie pracy...
Pracuję i gdyby szefo się wyrabiał z wyplatami to na nic bym nie mógł narzekać. Praca mi się podoba, i ludzie z którymi pracuję też. Szef też nie jest najgorszy - lubię go. Ale wyobraź sobie, że wypłatę dostaję w ratach po 200/300zł z miesięcznym lub dłuższym opóźnieniem. Krew zalewa. Nic nie mogę zrobić. Już stwierdziłem, że pierd*lę ten stan rzeczy (odnośnie wypłaty) i pracuję sobie dalej no bo mi się podoba. Szef ciągle marudzi, że kasa mu nie spływa i nie ma z czego wypłacać. Ino, że ja też muszę płacić za mieszkanie/żarcie no i niedługo znowu szkoła się zacznie czyli 350zł/miesięcznie do zapłaty.
Dokładnie! Życie jest zbyt krótkie. Trzeba spróbować różnych rzeczy. Nie można się ograniczać. Trzeba starać się spełniać marzenia.
O wyjeździe myślę, od ostatniej kalsy podstawówki. W tydzień po Technikum byłem już 'abroad'. Ale wróciłem, mimo, że dobrze sobie radziłem.
Wróciłem do kobiety bo szkoda było, żeby ona rezygnowała z dwóch lat rozpoczętego licencjatu, a przy okazji sam robię jakieś tam policealne sprawy. Jak wszystko pójdzie z naszymi zamierzeniami (i dalej będę z tą kobietą - bo nie jestem 'romatykiem' i raczej twardo stąpam po ziemii - wiadomo, może być różnie. Nikt nie powiedział, że będzie super z biegiem czasu - tymbardziej, że teraz mieszkamy razem. Póki co jest b.dobrze) to wyjedziemy razem. Taki jest plan. Aż w końcu znajdziemy własne miejsce...
PS. W Warszawie ofert pracy jest dużo - nie ma co ukrywać. Moja kobieta akurat szuka aktywnie pracy - więc wiem. Ale jest też duża konkurencja tzn o wiele więcej ludzi się zgłasza na daną ofertę. Jest już tutaj od początku lipca, ma za sobą jakieś 50 rozmów i narazie nici.
Zauważyła też, że odpowiedzi ma na oferty jedynie np. z Wyborczej. Że, np. z ofert zamieszczanych w serwisach inetowych prawie w ogóle, albo w ogóle. A doświadczenie i wykształcenie jak na swój wiek ma IMHO bardzo dobre.
Może Jac mógłbym podesłać Ci jej CV do rozesłania po swoich znajomych? Pytam na poważnie - bez żadnych podtekstów i przedrzeźnień.
Dodam, że ostatnio miała fajnie zapowiadającą się ofertę w Bristolu.
Przez telefon wszystko fajnie. 1500-1700 na rękę. Praca od pon-pią. Przy jakiś rozliczeniach, w księgowości itd.
Tyle, że jak przyszła to się dowiedziała, że trzeba zaczynac od pokojówki żeby ew. kiedyś jak się zwolni etat gdzieś wyżej wskoczyć.
Pokojówka w Bristolu zarabia 6zł od pokoju. W ciągu 'szychty' trzeba obrobić 14 pokojów bo to jest norma. Jak się nie wyrobi to po godzinach się zostaje. Praca na umowę zlecenie. Przy wyrobieniu normy ma się po odliczeniu podatków jakieś 1300zł na rękę. Ale żeby te 14 pokoi za dniówkę obrobić to trzeba nieźle zapie*dalać. Przekonała się - bo była jeden dzień na próbie. Więcej kazałem jej tam nie chodzić.
W sumie to narazie się nie obawiam i nie ma ciśnienia (jakieś oszczędności jeszcze mam) - wiem, że znajdzie fajną pracę, ale na to trzeba czasu. Dodam jeszcze na koniec, że w moim przypadku znajomości zawiodły :evil:
Jak ja przyjechałem do W-wy to miałem ino dwóch znajomych - którzy pomogli mi z mieszkaniem. Z pracą nie, bo niestety nie ta działka. Ale mówię o pracy dla mojej lubej.
Po tych 8'miu czy 9'ciu miesiącach już tu kogoś znałem i niby coś mieli pomóc. Mieli.
Dlatego, tak do końca nie jestem przekonany, że znajomości coś pomagają. Na pewno jest dużo takich przypadków - ale jak się okazuje nie zawsze albo nie te znajomości...
To tyle refleksji...