Tak, pojechać do Afryki, Azjii lub Ameryki Południowej, zrobić zdjęcia nędzy w najbiedniejszym slamsie a później wrócić do luksusowego świata z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Choć wielu takich fotoreporterów nie radzi sobie z tym co widzieli i chla na umór. Więc o co chodzi? Czy o to, że "tam" jest prawdziwy świat a "tu" - "polukrowany, konsumpcyjny i kiczowaty"? A może o to, że piękne może być tylko to co biedne i cierpi w dodatku.
Dodam jeszcze cytat z
www.reporter.egu.pl poświęcony JN.
"Był właściwie wszędzie gdzie działo się coś ważnego: od Salwadoru, przez Somalię, Bałkany po Czeczenię. Dzięki zawodowemu szczęściu był naocznym świadkiem ataku na World Trade Center 11 września 2001 roku i jednym z dwóch fotografów, którzy działali w samym centrum wydarzeń."
Jak to możliwe, że był akurat pod WTC w chwili ataku? Po prostu WIEDZIAŁ!!!Ten człowiek nie dokumentuje rzeczywistości. On ją współtworzy. Czemu w swoich pracach niczym nie sugeruje, że to co fotografuje jest w większości wynikiem polityki jego kochanego kraju. Że to przedstawiciele jego narodu maczają paluch w większości kryzysów i wojen na świecie.
Dla mnie ten człowiek jest pożałowania godny.