Dla mnie to porównanie jak patrzenie przez lornetkę czy lunetę do patrzenia przez kamerę i jej ekranik. W sumie zbliżenia mogą mieć podobne, ale które z nich oferuje lepszą jakość obrazu na żywo (bo nie mówimy tu o rejestracji i późniejszym odtwarzaniu)?

Patrzenie przez optykę jako taką daje obraz najbliższy naturalnemu, światło zostaje skupione, obraz powiększony, ale to jednak nadal naturalny obraz, a nie interpretowany przez elektronikę i wyświetlany na wyświetlaczu, który zależnie od oświetlenia zewnętrznego, kona pod którym na niego patrzymy i samej interpretacji i przezywania kolorów wiele zmienia.

To tak jak by zamiast okularów, które są jedynie kawałkiem dobrze wyprofilowanego szkła czy plastiku, włożyć komuś monitorki.
Dla mnie komfort patrzenia przez wizjer jest bez porównania większe, nawet w najbardziej korzystnych warunkach, niż przez ekran. Nie mówiąc o tym, że po nocy czy w ostrym świetle na ekranikach nic już nie widać.

Poza tym dochodzi wiele aspektów technicznych, chociaż by to, że mogę chodzić z włączonym aparatem i co jakiś czas zerkać w wizjer i szukać ciekawego kadru. Praktycznie nic to nie kosztuje jeśli idzie o energię elektryczną z akumulatora, gdyż wszystkie prądożerne systemy są włączane jedynie w momencie wciskania spustu. Tak więc akumulator w lustrzance może starczyć na prawie 1000 zdjęć i ciągłe chodzenie z włączonym aparatem, a kompakty z ekranikami, nawet bez robienia zdjęć wytrzymują włączone najwyżej kilka godzin.
No i sama realizacja autofokusa jest bez porównania lepsza przy tradycyjnym czujniku AF, niż przy patentach LiveView.

Jak dla mnie patrzenie przez wizjer a na ekranik to dwa zupełnie różne podejścia do robienia zdjęć.