Kontrast obiektywu.

Chyba powszechnie wiadomo, że przykładem obiektywu o bardzo wysokiej rozdzielczości, a niewielkim kontraście, ale za to o doskonałym przenoszeniu wszelkich półtonów, czyli o znakomitej plastyce, jest klasyczny Tessar 2,8/50 mm (nie mam, niestety, go w teście).

Przykładem obiektywu o dramatycznie wysokim kontraście i równie wielkiej rozdzielczości jest np. Tamron SP 2,8/90 mm Macro 1:1- mam go w teście: rozdzielczość imponująca, kontrast też, ale obrazki robione tym obiektywem praktycznie pozbawione są plastyki, wydają się płaskie i pozbawione głębi.

Jako przykład obiektywu wysokokontrastowego- ale nieprzesadnie- o dobrej plastyce obrazu, ale o stosunkowo niewysokiej rozdzielczości, posłużyć może Sigma 3-8-5,6/28-135 mm IF LD Macro, ale tylko w zakresie przesłon do F=8 bo przy F=11 jest to już bardzo, bardzo porządny, ostry i wysokorozdzielczy obiektyw. W ogóle ta Sigma jest naprawdę fajnym szkłem, praktycznie pozbawionym winietowania i dystorsji (trochę poduszki na tele). Pracuje równo w całym kadrze na cropie i na pełnej klatce (tutaj mogę służyć tylko doświadczeniami z analogowego body, bo na 5D nie mialem okazji), daje bardzo przyjemne w odbiorze obrazy. Z uwagi na stosunkowo niewielką jasność, co zresztą jest normalne w tej klasie megazoomów, optymalne parametry osiąga na F=11 i F=16, ale z ręki ciężko jest to wykorzystać, więc większość zdjęć, jaki parę lat nią robiłem, powstała na F=6,3. Nie wykorzystywałem więc nominalnych możliwości tego szkła. Obiektyw daje też piękny bokeh a rezultaty w macro (1:2 plus znakomita jakość zdjęć) dają podstawy do poważnego zastanowienia się nad kupnem jakiegoś specjalnego obiektywu do tych celów. Z powodu wewnętrznego ogniskowania podane na tubusie ogniskowe odpowiadają prawdzie jedynie, gdy obiektyw jest ustawiony na nieskończoność, a na krótkim dystansie rzeczywista ogniskowa ulega skróceniu, i np. 135 mm przy odległości 1,5 m wychodzi jak ca 100 mm.

Pisząc o rozdzielczości i kontraście należy sobie uzmysłowić z góry parę rzeczy.

Po pierwsze to, że przeważnie nie jesteśmy w stanie ocenić rozdzielczości na podstawie odbitki czy wydruku małego formatu. Jeżeli np. rozdzielczość umożliwia odwzorowanie szczegółów widocznych dopiero na powiększeniu 40x50 cm, to my ich nie zobaczymy na odbitce 15x21, ani nawet na 20x30 cm gołym okiem. Ba, przy tak wysokiej rozdzielczości obrazu możemy nawet odnieść wrażenie, że odbitka 13x18 cm lub nawet 10x15 cm jest "jakaś nieostra", bo tu z kolei wszystko zależy od kontrastu- gdy jest on wysoki, odnosimy wrażenie wysokiej ostrości, a gdy niski, to się nam wydaje, że zdjęcie jest nieostre, albo obiektyw, który je wykonał.

Szczegóły wychodzą dopiero na dużych powiekszeniach i dopiero wtedy wiadomo, co jest grane.

I tu objawia się istota fotografii cyfrowej: oglądając tzw. 100% cropy, oglądamy obraz wielokrotnie powiększony w stosunku do jego nominalnych rozmiarów. Jeżeli rozdzielczość wydruku wynosi 300 dpi, a rozdzielczość monitora 72 dpi, to już z tej racji powiększenie obrazu jest ponad 4-krotne w stosunku do jego nominalnego rozmiaru: plik z Canona 20D 8 MPix odpowiadający wyjściowej rozdzielczości wydruku w formacie 20x30 cm oglądamy powiększony do rozmiarów ca 90x135 cm, czyli sporo większy od normalnego kalendarza ściennego, który ma 70x100cm, a do produkcji zdjęć do takich formatów angażowano jeszcze niedawno aparaty średnio- lub wielkoformatowe! Dzieje się tak dzięki temu, że w przeciwieństwie do metody analogowej powiększania obrazu, w której kontrast spada wraz ze wzrostem formatu odbitki, w fotografii cyfrowej daje się utrzymać kontrast przy powiększaniu obrazu, oraz to, że w technice analogowej ostre rozgraniczenia obiektów widoczne na małych powiększeniach rozmywają się przy większych chociażby z powodu zarejestrowania naturalnego światłocienia, a w zdjęciu cyfrowym tego, czego na małym formacie wydruku nie ma , to tak samo i na dużym może nie być, a ostre podziały zostaną. Przy większych od nominalnego powiększeniach obrazu cyfrowego mamy dopiero możność zobaczenia detali, które na małych odbitkach są ledwo widoczne, ale z samej racji ich zarejestrowania dają wrażenie dobrej ostrości i rozdzielczości, tylko przyjrzeć im się nie sposób, a tu, proszę, powiększamy sobie obraz 3x i mimo tego, że de facto szczegółów nie przybywa, to jednak widzimy, jakie są te, które są.

Kontrast obiektywu ocenia się najczęściej dla wzorca o częstotliwości nie przekraczającej 20 linii/mm, często jest to 10 linii. Dlaczego? Ponieważ tak mała rozdzielczość jest konieczna dla uzyskania sprawiającej wrażenie ostrej odbitki formatu pocztówkowego, czyli najczęściej wykonywanego. W przypadku pocztówki nie ma najmniejszego znaczenia, czy zrobiono ją obiektywem o rozdzielczości 100 czy 25 linii/mm; ważny jest kontrast, bo to on decyduje o wyrazistości zdjęcia.

Obiektywy o wysokim lub średniowysokim kontraście bez problemu wyprodukują zdjęcia cyfrowe, które wydrukowane na format 20x30 cm będą doskonałej jakości.

Ponieważ siedzę cały czas w fotografii analogowej, to cyfrowy format zapisu swoich zdjęć otrzymuję tylko poprzez skanowanie w minilabie, i to do rozdzielczości 1400x2100 pixeli, czyli ca 3 Mpix. Coż to jest marne 3 mega w porównaniu do 8 M z Canona 20D? Niby niewiele, a jednak się przekonałem, że jakość wydruków z tych małych plików na format 20x30 cm jest tak oszałamiająco dobra, że byłbym niezmiernie szczęśliwy, gdyby te same klatki skopiowane tradycyjną metodą opytyczną dały mi tak samo dobrą jakość zdjęć na tym samym formacie. Mało tego, powiększenie pliku 3 Mega do 8 Mega przy wydruku na format 20x30 daje najczęściej lepsze rezultaty wizualne, niż skanowanie negatywu w większej rozdzielczości i zmuszanie naświetlarki, aby odwzorowała to, co się udało z negatywu wyciągnąć. Czemu? A bo to, co najważniejsze, czyli ostrość i kontrast osiąga się już w małej rozdzielczości, a powiększenie mniej, niż dwukrotne nie stwarza zbyt wiele okazji to czynienia głupot przez komputer, natomiast jeśli przy skanowaniu w wysokiej rozdzielczości okaże się, że obraz nie pokazuje więcej szczegółów, bo ich nie ma, ale za to "mięknie", to naświetlarka nam ten zmiękczony obraz postara się, niestety, bardzo wiernie przekazać.

Tak w ogóle to prawdziwą alternatywą dla aparatu (lub pliku) 3 Mpix jest dopiero 12 Mpix, a wszystko pomiędzy, to tylko zmyślanie;-) ponieważ 12 Mpix daje dokładnie dwukrotnie większą rozdzielczość liniową, czyli jeżeli w pliku 3 Mpix zarejestrujemy włos o grubości 1 pixela, to przy dwukrotnym liniowym powiększeniu będzie już widać jego jasną i ciemną stronę, a wszelkie rozdzielczości "pomiędzy", to tylko mniejsze lub większe domysły. Chociaż o tym, czy da się w ogóle odczytać zarejestrowany drobny tekst, decyduje przyrost rozdzielczości liniowej o 17%, czyli skok z 3 na 4,1 Mpix;-)