Pozwolę sobie coś napisać o testach optyki, bo mi one dały ostatnio nieźle w kość, wyników jeszcze nie opracowałem nawet na własne potrzeby, bo mi najpierw oczy muszą odpocząć, a i czasu na to trzeba od groma.
Obuwszy się w całą masę manualnego sprzętu zapadłem na „zuikoholizm”, ale wyniki plenerowe nie dawały możliwości bezpośredniego porównania szkieł między sobą, więc zdecydowałem się pożyczyć cyfrowe body, bo sam jeszcze tkwię w systemach analogowych EOS-a i Olympusa.
Testy zrobiłem starając się nie robić przesadnej rewolucji w ciasnym mieszkaniu, więc nie są to takie testy, jak robią profesjonaliści dysponujący studiem. Przy okazji wszystkie obiektywy były testowane ze stałej odległości, a nie w stałej skali odwzorowania i brakuje elementów do testowania w narożach kadru w płaszczyźnie ostrzenia.
Jednakże celem testów było porównanie konkretnych szkieł w tych samych warunkach, i to zostało uzyskane, dając przy okazji niektórych obiektywów(gdy obiekt centralny nie wypełniał całego kadru) blade pojęcie o rozkładzie głębi ostrości i bokeh. O skali zadania niech świadczy lista testowanych obiektywów:
1 Canon EF 1,8/50 mm MK I
2 Canon EF 3,5-4,5/28-70 mm
3 Canon EF 3,5-5,6/28-80 mm USM II
4 Canon EF-S 3,5-5,6/18-55 mm
5 Cosina AF 3,5-4,5/19-35 mm
6 Tamron AF SP XR 2,8/28-75 mm
7 Sigma AF LD 3,8-5,6/28-135 mm Macro
8 Sigma AF 4-5,6/70-300 mm DL Macro Super
9 Vivitar AF 3,5/100 mm Macro
10 Miranda 2,8/24 mm
11 Kiron 2/28 mm
12 Zuiko 2,8/28 mm
13 Zuiko 3,5/28 mm
14 Zuiko 2,8/35 mm
15 Zuiko 1,4/50 mm Silvernose
16 Zuiko 1,8/50 mm MC
17 Zuiko 1,8/50 mm Silvernose
18 Zuiko 3,5/50 mm Macro
19 Tamron 2,8/90 mm Macro
20 Cosina MF 3,5/100 mm macro
21 Zuiko 2,8/135 mm
22 Zuiko 3,5/135 mm
23 Zuiko 4/28-48 mm
24 Zuiko 4/35-70 mm
25 Tamron 44A 3,5-4,5/28-70 mm
26 Tamron SP 01A 2,8-3,8/35-80 mm
27 Zuiko 4/75-150 mm
28 Tamron 02A 3,5/70-150 mm
29 Zuiko 4/65-200 mm
Aparat do testów to Canon EOS 20D, pożyczony na parę dni od znajomego.
Canon EOS 20D jakoś mi do gustu nie przypadł. Wielofunkcyjne klawisze nieustannie wprawiały mnie w konsternację, którego kółka nastawczego użyć do zmiany pożądanej wartości, powolne przewijanie zdjęć na podglądzie jest irytujące, celownik – daruję mu nawet to, jest że mały, ale nie daruję, że wyposażony w beznadziejną do ręcznego ostrzenia matówkę, a autofokus tak kiepski, że aż szkoda słów. Czujnik centralny wrażliwy, ale nieprecyzyjny, czujniki boczne- żenująco zawodne, więc bezużyteczne. Mój stary EOS-650 przez 16 lat nigdy mi nie odwalił takiej kichy z ostrzeniem, mając tylko jeden czujnik, i to nie-krzyżowy, co 20D notorycznie, ze wszystkimi zapinanymi do niego szkłami, a matówkę ma o niebo lepszą do celów MF! Pod względem pracy autofokusa 20D wymięka przy moim kompaktowym Canonie A610. Sam robi katastrofalne błędy i nie powtarza ich w tej samej skali, gdy ostrzy się automatycznie, natomiast przy ręcznym ostrzeniu można przejechać na skali odległości ładnych parę metrów uzyskując ciągłe lub skokowe potwierdzenie poprawnej nastawy! Wykonałem dwie serie testów ustawiając ostrość przy jej potwierdzeniu i nie zważając na nie, na oko, i mało które rezultaty są porównywalne: często ostrząc ręcznie jest dużo ostrzej, gdy czujnik nie potwierdza ostrości!
W związku z powyższym, co do wielu zdjęć mam poważne zastrzeżenia, czy ostrość była nastawiona prawidłowo.
Matryca Canona 20D 8,2 Mpix posiadająca rozdzielczość 155 pixeli/mm, co stawia wysokie wymagania rozdzielczości obiektywu, bo aż 68 par linii/mm (obiektywy o takiej rozdzielczości do fotografii analogowej uznawane są już za ponadprzeciętnie dobre, wręcz znakomite!) daje możliwość uzyskania nie-ekstrapolowanego formatu wydruku 20 x30 cm przy rozdzielczości 300 dpi. Z kolei pełnoklatkowa matryca Canona 5D mimo ponad 12 Mpix ma rozdzielczość własną rzędu 55 par linii/mm, więc wystarczają do niej obiektywy dość przeciętne pod względem rozdzielczości, bo matryca większej nie jest w stanie przenieść, natomiast w jej przypadku dużo bardziej istotne są aberracje chromatyczne i winietowanie, czyli wszystko to, co zazwyczaj odgrywa się na brzegach i w rogach obrazu, a więc poza obszarem pracy obiektywu widzianym przez małe matryce APS-C.
Oba rodzaje matryc są natomiast prawie jednakowo podatne na kontrast obiektywu, a to, co oceniamy jako „ostrość”, jest wynikiem interakcji pomiędzy kontrastem obrazu a jego rozdzielczością. Są, jak wiadomo, obiektywy o niewielkiej rozdzielczości, ale za to o wysokim kontraście, oraz odwrotnie- małokontrastowe, ale wysokorozdzielcze. Wydawało by się, że ideałem byłby obiektyw wysokorozdzielczy o wysokim kontraście, tyle jednak, że... nie zawsze. Wysoki kontrast obiektywu przy wysokim kontraście oświetlenia owocuje przeważnie za wysokim kontrastem zdjęcia, cienie są za głębokie, albo światła przepalone, a korekcja tonalna często nie daje pożądanych rezultatów. Korekcja naświetlenia również. Natomiast obiektyw małokontrastowy przy wysokim kontraście oświetlenia potrafi „od ręki” wyciągnąć taką gamę półtonów, jakiej nie uzyskamy żadną metodą obróbki elektronicznej. Przy silnym świetle słonecznym (lato, plaża, ulice z jasną i ciemną stroną) przepiękne tonalnie i kolorystycznie zdjęcia uzyskuje się z nienajwyższego niby lotu „kitowych” obiektywów. W złych warunkach oświetleniowych (zachmurzenie, w cieniu), gdy kontrast oświetlenia jest kiepski, światło mocno rozproszone, potrzeba używać „żylety”, aby wydobyć ostre szczegóły motywu (włosy, brwi, kontury oczu itp.). Ponadto, im większy kontrast lokalny na zdjęciu, tym większe prawdopodobieństwo wystąpienia aberracji chromatycznej już nawet nie wynikającej z korekcji optyki, ale ze sposobu reakcji matrycy na wysoki kontrast między sąsiadującymi pixelami.
Kolejna sprawa wyszła z poprawnością ekspozycji. Otóż, używając obiektywu systemowego z elektroniczną symulacją wartości przysłony, pomiar światła odbywa się zawsze przy pełnym otworze względnym, a domknięcie przesłony owocuje jedynie zmianą czasu migawki obliczoną proporcjonalnie do zmiany przesłony, czyli np. z 2 s przy F=8 na 4s przy F=11, lub 1s przy F=5,6. Inaczej się sprawa przedstawia przy obiektywach niededykowanych, bez symulacji wartości przysłony- tu pomiar jest zawsze przy otworze roboczym, a wynikowy czas otwarcia migawki okazał się być nieprzewidywalny. Ponieważ testowane obiektywy miały różną jasność, więc założyłem- jak się okazało, głupio, że jak dokonam pomiaru na F=8 i wprowadzę dla każdego obiektywu korekcję, aby z każdy mieć ten sam czas ekspozycji przy F=8 równy 2 s, to będzie dobrze, bo automatyka sobie sama to wszystko skoryguje. I to był błąd. W teorii wszystko się zgadza, jedynie okazało się, że światłomierz silnie reaguje na zmiany kontrastu i winietowania przy zmianie przesłony. O ile na F=8 czasy były ok., czyli założone 2 s, to przy innych przesłonach zdjęcia wychodziły mocno niedoświetlone, albo prześwietlone, nawet ponad 1EV, a przy tym te odchyłki były rożne dla różnych obiektywów. Trudno było więc porównać zdjęcia z dwóch szkieł przy F=1,8, gdy jedno z nich było naświetlone ponad 2x dłużej.
Zdecydowałem się więc na powtórzenie testów z ręcznym nastawianiem czasu migawki, bez pomiaru, jednakowego dla danej wartości przesłony, jak się to odbywało automatycznie z obiektywami systemowymi.
W ich przypadku, ze względu na wykonywanie zdjęć testowych nie w tej samej skali odwzorowania, ale z tej samej odległości dla różnych ogniskowych, wprowadzałem korekcję ze względu na ogniskową, aby mieć te 2 s na F=8, a wszystkie klatki były naświetlone równo, bo zmiana czasu zawsze odbywała się proporcjonalnie i niezależnie od charakterystyki obiektywu.