W tamtym roku leciałam do USA ze znajomymi. Linie lotnicze AlItalia (koszmar -nigdy więcej) Praktycznie nigdzie się nie przyczepiali. Jedynie zszokowana zostałam przy prześwietleniu w Chicago. Poproszono nas o wyjęcie sprzętu (aparat i dwie kamery plus parę drobiazgów do tego,) O mało się nie przewróciłam jak zobaczyłam, że miła Pani w mundurze obsypuje kamery jakimś białym pyłem. Na szczęście aparat sobie odpuściła. Jak mi później wyjaśniono, proszek wchodził w reakcję z ewentualnymi materiałami wybuchowymi. Następnie pod specjalnym światłem oglądano to na monitorze. Zastanawiam się jakbym się poczuła gdyby mój aparat nie ominęła ta niespodzianka. Proszku nie żałowano, dość suto posypano nim kamery. Chyba, że tak jej się ręka zatrzęsła :-) Mieliście taki przypadek?