E tam, dramatyzujesz. Dla mnie przy obróbce ślubów największym problemem zawsze była selekcja - to było najbardziej czasochłonne i nużące zajęcie w całej tej zabawie. Żeby sobie pomóc robiłem po prostu mniej, ale z głową. Nie twierdzę, że Tobie czy komuś tego pomyślunku brakuje, chodzi mi jedynie o to, że dwa razy myślałem przed strzałem czy dane ujęcie jest mi faktycznie potrzebne i czy reportaż - jako całość - obroni się bez niego. Ponieważ większość ślubów robiłem w różnych kombinacjach 50D i 5D Mark II, to dla pewności dla danego ujęcia wykonywałem 2-3 klatki. Takie podejście czyniło dla mnie samą selekcję stosunkowo prostym zajęciem, a w finale nigdy mi się nie zdarzyło, żeby brakowało jakiegoś ujęcia, materiał był niekompletny, a klient niezadowolony. Wydaje mi się, że to wymaga przestawienia sobie w głowie tej klapki, że ma się gorączkę o to aby sfocić wszystko i wszędzie.