No bo z wiekiem słuch staje się bardziej subtelny i ... wybiórczy. Też swojej żony czasami nie słyszę a płuca ma zdrowe, oj zdrowe ;)
Wersja do druku
Ale jak zetniesz z głosu ludzkiego wszystko powyżej 4kHz, to uzyskasz wrażenie, że mówca lekko fafluni.
Płyta winylowa masakruje dźwięk dość znacznie, ale wielu ludzi odbiera to jako miłe dla ucha "ocieplenie". Za to wielu "audiofilów", jeszcze do niedawna "słyszało" schodkowanie cyfrowego dźwięku, choć po analogowej stronie przetwornika nic takiego nie występuje, a jeżeli występuje, to znaczy, że ktoś "audiofilowi" sprzedał bubla za ciężkie pieniądze.
Wiem i brakuje tzw. powietrza. Natomiast realne nie trzeba mieć słuchu nastolatka żeby odróżnić kiepskie brzmienie od dobrego.
To fakt ale słucha się tego przyjemnie. Coś w nich jest co daje znacznie bliższe wrażenie obcowania z muzyką niż z jej zapisem.
Fakt też jest taki że zrobiono ogromny postęp w jakości przetworników CA, wyjść i obecnie nawet w tanich rozwiązaniach cyfrowych dźwięk jest zupełnie przyzwoity. Po prostu ta technologia musiała mieć czas dojrzeć.
Chcę tylko zwrócić uwagę na to, że nie każdy kręci nosem na złe nagłośnienie, więc generalnie ludzie nie mają większych wymagań jakościowych. Wobec tego, zawracanie sobie głowy kablami jest dla nich zwyczajnie śmieszne. Według moich doświadczeń kable mają znaczenie, ale stosuje się je jako ostatni element dopiszczający brzmienie zestawu. W niektórych systemach inteconecty nie są wyczuwalne, ale już głośnikowe praktycznie zawsze dają kropkę nad "i". Kiedyś pożyczyłem kumplowi interconect RCA Siltecha SQ-88 Classic i już nie chciał oddać, tylko zapytał ile za niego chcę... więc nie ma tu mowy o wciskaniu kitu.
--- Kolejny post ---
Audiofil to nie zawsze meloman, więc w tym kontekście jest to jakieś wariactwo. Jednak większość poszukuje tego dźwięku, który niesie takie emocje jak na dobrych koncertach. Kupel wydał na gramofon prawie 15tys. i twierdzi, że jak zamknie oczy, to czuje jakby wykonawcy grali w jego pokoju - to jest kwintesencja tego, do czego dąży prawdziwy audiofil. Oczywiście nie wystarczy wydać taczkę kasy i już wszystko zagra. Cała sztuka polega na tym, żeby w tych elektronicznych śmieciach wybrać same rodzynki i jeszcze jest ze sobą zgrać.
Ta "prawda" na koncertach, szczególnie rockowych, nie zawsze jest dobrym punktem odniesienia, ale generalnie masz rację. Moim ideałem był kameralny koncert Kroke promujący płytę Seventh Trip na Festiwalu Trzech Kultur - genialne nagłośnienie i wykonanie...
--- Kolejny post ---
Audiofil to nie zawsze meloman, więc w tym kontekście jest to jakieś wariactwo. Jednak większość poszukuje tego dźwięku, który niesie takie emocje jak na dobrych koncertach. Kupel wydał na gramofon prawie 15tys. i twierdzi, że jak zamknie oczy, to czuje jakby wykonawcy grali w jego pokoju - to jest kwintesencja tego, do czego dąży prawdziwy audiofil. Oczywiście nie wystarczy wydać taczkę kasy i już wszystko zagra. Cała sztuka polega na tym, żeby w tych elektronicznych śmieciach wybrać same rodzynki i jeszcze jest ze sobą zgrać.
Ta "prawda" na koncertach, szczególnie rockowych, nie zawsze jest dobrym punktem odniesienia, ale generalnie masz rację. Moim ideałem był kameralny koncert Kroke promujący płytę Seventh Trip na Festiwalu Trzech Kultur - genialne nagłośnienie i wykonanie...
Na koncert rockowy to idzie się poskakać i ogólnie obcować z artystami, posłuchać jakichś innych wykonań znanych utworów, powydzierać się. Brzmienie jest drugorzędne. :P Ale miło by było jakby było lepsze.Cytat:
Chcę tylko zwrócić uwagę na to, że nie każdy kręci nosem na złe nagłośnienie, więc generalnie ludzie nie mają większych wymagań jakościowych. Wobec tego, zawracanie sobie głowy kablami jest dla nich zwyczajnie śmieszne.
Idź zgarnij 1 mln $. Będziesz miał kilka wypasionych klocków, kilometry kabli i jeszcze zbudujesz salę z porządną akustyką. I piszę to bez sarkazmu. Po prostu 1 mln $ można ładnie zagospodarować.Cytat:
Według moich doświadczeń kable mają znaczenie, ale stosuje się je jako ostatni element dopiszczający brzmienie zestawu. W niektórych systemach inteconecty nie są wyczuwalne, ale już głośnikowe praktycznie zawsze dają kropkę nad "i". Kiedyś pożyczyłem kumplowi interconect RCA Siltecha SQ-88 Classic i już nie chciał oddać, tylko zapytał ile za niego chcę... więc nie ma tu mowy o wciskaniu kitu.
Po co uzywać tak drogiego gramofonu do czegoś tak niedoskonałego jak płyta winylowa? Przecież kilka przesłuchań i wysokie tony tam się ładnie wycinają. Ale grunt, że jest zadowolony.Cytat:
Kupel wydał na gramofon prawie 15tys. i twierdzi, że jak zamknie oczy, to czuje jakby wykonawcy grali w jego pokoju - to jest kwintesencja tego, do czego dąży prawdziwy audiofil.
Jak opisuje Paweł większość tych rodzynków to zgniłe jabłka. Przynajmniej w kolumnach. Samo to, że nie bardzo to ma szansę odtwarzać niskie tony, bo nie ma porządnych głośników niskotonowych. Więc z tym wyszukaniem to byłbym sceptyczny.Cytat:
Oczywiście nie wystarczy wydać taczkę kasy i już wszystko zagra. Cała sztuka polega na tym, żeby w tych elektronicznych śmieciach wybrać same rodzynki i jeszcze jest ze sobą zgrać.
Większość firm produkujących zestawy domowe, już dawno przesunęła środek ciężkości z jakości klocków (bo to kupa kosztów materiałowych, sztaby stolarzy z ciężkimi maszynami, a przede wszystkim wielka niewiadoma, jaki będzie efekt finalny), w kierunku psychoakustyki, czyli elektroniki rasującej dźwięk tak, żeby ludzie słyszeli to, czego tam tak naprawdę nie ma. Bęben perkusyjny zwany potocznie stopą, potrafi zdmuchnąć płomień ze świecy z odległości kilku metrów, nawet w małej sali klubowej. Gdyby chcieć w pokoju wytworzyć podobną atmosferę, to głośnik basowy w kolumnie powinien umieć zrobić to samo...
Wiesz ale rodzynek w cieście też nie ma znów tak dużo - choć to zależy od ciasta :D - to są masakryczne ogólniki co tu piszemy. Na tej zasadzie można dowieść niemal każdej tezy 8-).
Tylko tu powstaje pytanie - po co? Wątpię żeby kogoś to bawiło na dłuższą metę :mrgreen:. Pomijam już zupełnie że rzadko się spotyka stopę tak zarejestrowaną żeby na nagraniu grała rzeczywistym pasem.
Pomijam kwestię długości fal niskich częstotliwości i współzależność z wielkością pomieszczenia.
Oczywiście masz rację, ale te wszystkie zaklęcia o odwzorowaniu atmosfery. W czasie nagłaśniania koncertu robisz to tak, aby wszystko było dobrze słyszalne, co znaczy, że mogą zdarzyć się sytuacje, w których nie nagłaśniasz pewnych rzeczy wcale. Owszem, przy nagraniu koncertowym rejestrujesz wszystko, ale nie wszystko w nagraniu dobrze brzmi, stąd próby "rekonstrukcji" atmosfery. Pogłosy, kompresje, procesory pasma... Bliżej temu do PhotoShopowanego zdjęcia, niż do zwykłego rawa. Gdy słuchamy koncertu, czy to w filharmonii, czy w klubie jazzowym, wpływ na nasze doznania ma i miejsce zajmowane przez nas na sali i odległość poszczególnych instrumentów, czy ich grup od nas, od ścian a przede wszystkim pozaakustyczna atmosfera koncertu. Jeżeli wykonawcom uda się "złapać" porozumienie z publiką, koncert zostanie zapamiętany jako rewelacyjny, a jego nagranie może się do niczego nie nadawać. Czasem może być odwrotnie. Z nagrania wynika, że koncert był fantastyczny, a publika tego nie czuła. Nie próbuję tu udowadniać, że coś nie ma sensu, a coś ten sens ma. Zwracam uwagę, że to wszystko jest subiektywne i wszyscy mają rację, albo nikt tej racji nie ma. Znaczy każdy ma swoją i nie da się tego zmienić. Są tacy, co słyszą, w którą stronę był ciągnięty kabel głośnikowy i przeszkadza im to że jest nie tak, choć prąd płynie w tym kablu w obu kierunkach, a są tacy, którym wystarcza mp3 92kB do osiągnięcia nirwany.
ojjj nie...
to po co sprzedaje się kable głośnikowe kierunkowe? czyżby oszustwo? :mrgreen::mrgreen:
całe życie gram, no gram.... tłukę się w bębny. nie wierzę w audio voodoo. mogę uwierzyć w psychoakustykę. BBE przoduje w tym. w większości gratów współczesnych są ich układy, w tv, wzmakach itp.
wiem, że kable w studiu mają znaczenie, nawet spore, ale te sygnałowe, od mikrofonów, gitar itp.
zasilający do wzmacniacza? w żadnym razie.
ale chętnie sprzedam zwykłego miedziaka zapakowanego w wąż ogrodowy za 1kzł/1m. (a takie przypadki już były i kupujący był zachwycony "nową przestrzenią sceny" cokolwiek by to nie znaczyło). jakbym tyle wydał na kabel, też słyszałbym różnicę :)
Psychoakustyka to nie czarna magia, tylko fakt. Słuch człowieka bardzo łatwo oszukać. Samo kodowanie mp3 korzysta z ułomności słuchu. Zaczęło się od trików wzmacniających wrażenie basu w słuchawkach i "poszerzających" bazę stereo. Gdy przebada się stare discmany płytą testową, to okaże się, że tego basu tam nie ma. Trik jest prosty, powielasz i przesuwasz jakąś niską częstotliwość (w moim starym Philipsie było to 200Hz), zwykłą linią opóźniającą, o dajmy na to 10% i na tandetnych słuchawkach zaczynasz już słyszeć 20Hz, których te słuchawki nie mają szans przenieść. Poszerzanie stereo też polegało na zabawie z rozfazowywaniem niektórych części pasma i nagle jamnik z głośnikami oddalonymi o 20cm zaczynał grać, jakby głośniki stały 2 metry od siebie. To co potrafi współczesna psychoakustyka, to już zupełnie inny poziom. Niestety sprzęt pomiarowy nie ulega magii i pokazuje wszystkie triki. Oczywiście ludzie nie oglądają histogramów tylko zdjęcia i tak samo słuchają muzyki. Przynajmniej w zdecydowanej większości (niestety najczęściej na tandetnych boomboxach, z korekcją typu uśmiech dyskoteki).
Maciek, masz rację. Słuch jest w znacznej mierze oszukiwany przez techniczne sztuczki (zresztą tak samo jak wzrok we współczesnej fotografii), ale pod skórą słuchacz czuje, że to nie to :)
Dlatego istnieje coś takiego jak magia wzmacniaczy lampowych i patefonów.
Dochodzi niezmiernie ważna kwestia czyli separacja źródeł dźwięku z pomocą bramek, kompresji, eq - dodawanie talentu ;) w postaci pogłosów i kompresji itd.
Zresztą dlatego wyżej pisałem, że nie wszyscy sobie zdają sprawę przez co jest przepuszczany dźwięk na koncercie zanim trafi do słuchacza. Ile jest po drodze kabli, urządzeń złącz. W dobie cyfry się to niewątpliwie upraszcza ale też nie całkowicie.
Z tym słyszeniem kabli to tak różnie. Ja kiedyś robiłem ślepy test na kable elektryczne i głośnikowe - ciężka sprawa. Jeszcze przy dłuższych odcinkach estradowych słychać różnicę ale nie powiedziałbym że to ma jakieś kluczowe znaczenie. Ja używam uparcie beztlenowców ale mój znajomy na festyny wozi zwykłe elektryczne w gumie wychodząc z założenia że i tak tego nikt nie usłyszy, a te kable są jednak dużo odporniejsze na trudy użytkowania.
Ja nie chodzę na koncerty, żeby poskakać, bo już jestem za stary. Zazwyczaj liczę na to, że wykonawca zagra coś jeszcze lepiej niż na płycie i to obcowanie z żywą muzyką da mi wyjątkową przyjemność. Kiedyś byłem rozczarowany Peterem Gabrielem, że nie powtórzył genialnej wersji Mercy Street z Point Of View, widocznie już się nie chciało wysilać starszemu panu.
Płyta gramofonowa ma pewną zaletę - wybitną rozdzielczość na tonach średnich, które wpływają na wokale i większość instrumentów. Zapewne to stanowi o tej magii gramofonu, choć z wysokimi i basem jest gorzej. Rozpiętość dynamiczna też jest gorsza. Jest jeszcze pewna kwestia poruszana przez fachowców, że kiedyś materiał zgrywany był z uwzględnieniem ograniczeń technicznych płyty analogowej i teraz ten materiał musi być przystosowany do płyty CD. Powiem jedno - polskie płyty CD )np. Trojanowskiej) brzmią jak małe tranzystorowe radyjko, więc nie jest to takie proste.
Są takie kolumny, co mają bas godny zapamiętania - to B&W Matrix 801 s.3, jak komuś jeszcze mało, to pewnie Matrix 800 załatwią sprawę. Można zaszaleć i kupić kolumny Avalon, ale tych osobiście nie słyszałem.
Najciekawsze jest to, że najlepiej brzmiące nagrania, mają totalnie zbałaganione pogłosy. Jakby je rozebrać na czynniki pierwsze, to okazuje się, że ścieżki perkusyjne mają kilka(naście) różnych, rodzajów pogłosu, tak jakby każdy bębęn i blacha były nagrywane w innych wnętrzach. To samo tyczy się całego instrumentarium i wokali. Słowem totalna niekonsekwencja, ale efekt końcowy powala. Gdy słucha się koncertu akustycznego, im lepsze brzmienie każdego instrumentu, tym lepsze brzmienie całości. Gdy w nagraniu próbuje się powtórzyć najlepsze brzmienia instrumentów, w efekcie końcowym dostaniemy masakryczny bałagan. W nagraniu, czy w nagłośnieniu brzmienie trzeba budować całościowo. Jak wpuścimy w głośniki pełne pasmo gitary basowej, perkusji i nisko brzmiącej gitary elektrycznej, czy akustycznej, to zrobi się muł... Flet, czy skrzypce pogryzą się z wokalami, a z blach zrobi się blaszany dach w czasie deszczu... Niestety wielu realizatorów koncertowych nie umie powstrzymać się, przed poszerzaniem brzmień. Pewnie stąd kiepsko brzmiące koncerty.
Spór vinyl vs CD porównałbym do sporu analogowy SLR vs DSLR - chodzi o muzykę a nie słuchanie, czy podstawki pod kable zmieniają dźwięk bueheh! Audiofile są potrzebni - na nich można zbić fortunę, oni ponoć odczuwają silny lęk przed zbliżaniem się do studiów masteringowych :grin:
Ciekawe, czy w czasach, gdy płyta szelakowa wypierała woskowe wałki nie było przypadkiem głosów, że ta nowa technika nie ma duszy?
Kiedyś czytałem, że któraś firma (chyba SONY, ale nie pamiętam dokładnie bo było to kilkadziesiąt lat temu), prowadziła prace nad laserową igłą gramofonową. Technika odczytu rowka przypominała z grubsza technikę odczytu płyty CD, tyle, że analogowo. Prace zarzucono, gdy pojawiła się ta właśnie. O ile pamiętam największy problem stwarzało pozycjonowanie lasera nad rowkiem. Swoją drogą ciekawe, jak by to brzmiało?
Należy też zauważyć, że nie dość, iż cyfra 96/24 brzmi lepiej od taśmy 30ips, to jest znacznie wygodniejsza w obróbce i zapisie - wspomniane laserowe płyty analogowe to już byłaby masakra ergonomiczna.
To miał być gramofon, na normalne płyty winylowe, tyle że zamiast szorującego rowek kolca, miał być promień lasera, padający pod odpowiednim kątem, odbijający się od zboczy rowka i sczytywany przez fotokomórki śledzące odbicia lewej i prawej strony. O ile sobie przypominam, ten gramofon nie miał ramienia szurającego "za płytą", tylko ramkę z głowicą jeżdżącą w poprzek płyty.
Oczywiście że piszę ogólniki, no bo to nie jest forum audio. Prowadzimy tu luźne gadki jak to w hydeparku 8-).
Kolekcjonerze, nawet Sound Blaster X-Fi brzmi lepiej. Cyfra to po prostu precyzja zapisu, chociaż wielu inżynierów miksu lubi to, co taśma dodaje od siebie do dźwięku, podobnie jest z outboardem analogowym w studio. Ale pluginy już depczą po piętach hardware'owi - jego dni są policzone niestety.
Nie znam więc trudno mi coś mówić. Natomiast słowo "lepiej" jest zbyt ogólne moim zdaniem jak chodzi o opisywanie wrażeń dźwiękowych. Taśma dość specyficznie reaguje na przestery i pewnie stąd niektórzy tak za nią tęsknią.
Co do pluginów - to ja wiem czy niestety - po prostu takie czasy. To zupełnie jak z analogiem w fotografii.
Faktem jest też że w ostatnich latach jakość dźwięku z cyfry bardzo się poprawiła.
Mam w pracy (dom kultury) kartę dźwiękową ESP 1010. Ciekawostką dla mnie jest to, że najlepiej chodzi na najstarszych sterownikach. Mam również FOCUSRITE Scarlet 18i6. Tym, co wychodzi z niej przy nagraniach na porównywalnych ustawieniach, miażdży poprzedniczkę, ale cóż, dzieli je z 10 lat. Mam również prywatnego ROLANDa VS-880 i mimo, że ma on już 16 lat, to nadal jestem pod wrażeniem tego, co potrafią jego przetworniki A/C. Na 44,1kHz nie ma zbyt wielu godnych przeciwników...
aha, czyli można tu napisać dowolną bzdurę, bo to hydepark ?
A piszesz ogólniki wzięte wprost z for audio. Takie audio komunały. Z gruntu nieprawdziwe. W każdym poście :)
np: " w ostatnich latach jakość dźwięku z cyfry bardzo się poprawiła"
a faktem jest, że nigdy nie była zła :) chyba, że masz jakieś twarde dane mówiące o tym, że się poprawiła, poczytam :)
Hhehe Paweł, nie musisz być taki aż nerwowy ;) Sprawdzę Twojego bloga - a powiedz, jak trafiłeś na forum Canon-board?
Przejrzałem bloga - martwi mnie fakt, że nie piszesz nic o pomieszczeniach audiofilów, że oni zapominają, iż ich pokoik z magicznymi pinezkami nie zagra tak dobrze, jak pomieszczenie zaadaptowane akustycznie.
Musisz to nadrobić! :P
Czytam sobie ten wątek i tak się chwilami zastanawiam, czy audiofile wiedzą na jakim sprzęcie i na jakich kablach pracują profesjonalne studia nagrań... mogliby się mocno zdziwić.
Mój Alesis HD24 też jest w sumie już dość leciwy ale AKM-y robią nadal świetną robotę. Natomiast np. stary odtwarzacz CD Technicsa brzmiał po prostu tragicznie. Jeśli chodzi o interfejsy to ja sobie niezwykle cenię Mariana - świetna robota - szczególnie od strony minimalistycznych sterowników natomiast miałem lata temu do czynienia z jakimś starym interfejsem Mackie i powiem szczerze, że nigdy bym już nie chciał na czymś takim nagrywać.
Nie a czy ja coś takiego napisałem?
Nie czytam.
Rozumiem że to "twarde dane" w Twoim wydaniu :lol:.