a teraz tak nie jest? nie siedzę w tym temacie, ale chyba można zostać np. inżynierem po studiach (a nie mgr. inż.). jak ktoś jest inżynierem to jakie ma wykształcenie? średnie?
Wersja do druku
:lol: Niezłe jaja :lol:
Dokładnie. I "nadzwyczajny" to właśnie "profesor uczelni X".Cytat:
Zamieszczone przez Janusz Body
Ej, zara, moment... ale tu rzeczywiście należy rozróżnić tytuł i stanowisko. W tym drugim przypadku rzeczywiście można pewnie zatrudnić choćby i zdolnego studenta jak "assisting profesor" ;-) ale tytułu profesora nadzwyczajnego to chyba jednak byle jaka szkoła nadać nie może?Cytat:
Zamieszczone przez Janusz Body
Rzeczywiście, dobre pytanie ;-)Cytat:
Zamieszczone przez Marcin Jagodziński
Ja mam tytul inzyniera (ale nie magistra) i wg jakichs przepisow (nie wiem jakich) wyksztalcenie to pozwalalo mi pracowac na stanowisku, do objecia ktorego wymagane bylo wyksztalcenie wyzsze :-). Dla jasnosci - pracowalem w instytucji publicznej, gdzie sa takie normy i wymogi.
Pzdr,
Radek
nie, tu się na 99% mylisz. oba te tytuły były nadawane przez władze państwowe. stanowisko profesora nie równa się tytuł profesora nadzwyczajnego.
zresztą o czym my tu :) w świetle ostatnich poPISów, to faktycznie takie rozważania stają się dzieleniem włosa na czworo, wyższe, czy magisterskie -- to są te "semantyczne nieporozumienia" jak się wyraził kaczyński.
Nieeeee.... :) Mamy stopnie i tytuły naukowe. Prof nadzwyczajny to niższy tytuł naukowy nadawany przez CKK (finalnie wręcza go prezydent). Prof zwyczajny to też tytuł naukowy.
Etat profesora niekoniecznie musi oznaczać posiadanie tytułu naukowego. Uczelnia zatrudnia pana X na ETACIE profesora - to tzw prof kontraktowy - posługujący się tytułem profesor (podobnie jak nauczyciel w liceum) niejako "honorowo" - przez okres zawartego z uczelnią kontraktu
EDIT:
inż - tytuł zawodowy
mgr - stopien naukowy
dr - stopien naukowy
dr.hab - stopien naukowy
prof. nadzw. - tytuł naukowy
prof. zwycz. - tytuł naukowy
Tak to się do niedawna "systematyzowało"
aaaa... zawarcie kontraktu "profesorskiego" zwykle jest regulowane w statucie uczelni.
Tomek, jakoś mi to nie pasuje. W czasie kiedy studiowałem na Politechnice, na kierunku Elektronika i Telekomunikacja było dwóch "prawdziwych" profesorów, na całym Wydziale Elektrycznym kilku, może kilkunastu. Zapamiętałem tych z którymi miałem kontakt jako ludzi o dużej klasie i osobowości (dorobku naukowego nie podejmę się ocenić). Pamiętam, że wtedy byłem pewny, że nieprzypadkowo zostali profesorami "prezydenckimi", miałem i mam do nich duży szacunek. Moim zdaniem prawidłowo powinno być tak, że profesorem tytułować powinniśmy tylko profesorów zwyczajnych, pozostali to doktorzy, docenci itp.. Dla mnie profesor to synonim autorytetu, na to trzeba zapracować, uzyskanie tytułu musi być ukoronowaniem kariery naukowej i dydaktycznej. Uważam, że podobnie powinno byś w przypadku sędziów (wspomnianych w wątku wcześniej), prawnik (adwokat, radca, prokurator) u szczytu kariery mógłby "w nagrodę" zostać mianowany sędzią (i dostawać za to dużą kasę), tylko w ten sposób można odbudować prestiż i autorytet tych zawodów. Teraz możesz mieć 30lat i orzekać w sprawach o których słyszałeś na studiach i praktycznie nie masz zielonego pojęcia.
Jeżeli faktycznie jest tak jak mówisz to znaczy, że środowiska akademickie również się degenerują, że doszliśmy do sytuacji w której jedynymi autorytetami będą gwiazdy w rodzaju Paris Hilton.:(
Nic tylko siąść i płakać.
Bez wątpienia jest profesorem. Poza stanowiskiem, jest to również tytuł zwyczajowy.
Prawo musi byc przestrzegane przez wszystkich, więc musi byc przez wszystkich zrozumiałe. A rozumiem istotę wszystkich współczesnych Nobli. Prawo nie może sie specjalizowac, musi byc proste i ogólne.
Nie ma takiej umowy. Ponadto prymat umów dotyczy ustaw, Konstytucja jest nadrzędna i jej przepisy stosują się bezpośrednio.Cytat:
No to zapytaj prawników na których opinie się powołujesz o prymat umów międzynarodowych nad prawem krajowym...
Taka klauzula oraz zasada lex superior... obowiązuje w każdym państwie prawa. Więc jeżeli jest podpisana umowa ekstradycyjna, lub jakakolwiek inna na podstawie której takiej ekstradycji można dokonać, to nie ma o czym mówić.
Każdy kraj miał kiedyś wyłącznie prywatne szkoły. Dopiero stosunkowo niedawno (w skali historycznej) pojawiło się takie zdziczenie jak darmowa edukacja. Większośc ludzi nie potrzebuje edukacji, ani z niej nie jest w stanie skorzystac. Na pewno nie w takiej postaci, jak teraz. Nie ma czegoś takiego (w sensie moralnym) jak prawo do wykształcenia. A problem głosowania przez biedote rozwiązuje się likwidując demokrację.Cytat:
Odważna teza. O tyle odważna, że jeszcze żaden kraj nie zdecydował się na całkowite sprywatyzowanie szkół. I o tyle niebezpieczna, że spowoduje drastyczne obniżenie przeciętnego poziomu wykształcenia, zwłaszcza biedniejszych ludzi. Których jest obecnie najwięcej. Którzy stanowią potężny elektorat. I którzy będąc elektoratem niewykształconym staną się jeszcze bardziej podatni na oszołomów w stylu "brunatnego Romka", Endrju czy innych klonów.
No niewątpliwie mnie to nie dotyczy. A obronic go łatwo. Wystaczy bliżej poznac fakty.Cytat:
No tak. Tylko że jest to Twój pogląd, który jest niemożliwy do obronienia. I głoszony zwłaszcza przez tych, którzy w Pałacu Prezydenckim dostali kopa w d**ę a nie tytuł profesora.
Teraz jest inaczej. Teraz absolutorium nazywa się niepełnym wykształceniem wyższym, dopiero magisterium lub inżynierstwo (błe, nie wiem jakie słowo by pasowało ;) ) daje pełne wyższe. A z doktoratem to możliwe, chyba dotyczyło to Banacha?
Nikogo nie obrażam, bo nie napisałem nic o całej grupie, tylko o tym, co głownie jest wymagane. Profesurę ma wielu porządnych ludzi, ale i wielu drani o miernych wynikach naukowych. Na etacie profesorskim nie można zatrudnic bez habilitacji.Cytat:
Tomku nie bluźnij. Urażasz i obrażasz w ten sposób całą masę ludzi z tytułami naukowymi "prezydenckimi". Według mojej wiedzy na ten temat w PL jest dokładnie odwrotnie. "Uczelnie" (specjalnie piszę w cudzysłowie) żeby podnieść swoją rangę zatrudniają na etatach profesorskich ludzi nijakich z bardzo małym dorobkiem naukowym, często bez habilitacji. Głównie z powodów "reklamowych" - np. nasza uczelnia zatrudnia 27 profesorów. Zapomniano tylko dodać, że to "profesorowie" tacy sami jak w liceum.
Nie zawsze tak jest.
To jest oczywiste. Polecam artykuły prof. Marka Wrońskiego o plagiatach i oszustwach wsród najwyższych kadr uniwersyteckich.Cytat:
Jeżeli faktycznie jest tak jak mówisz to znaczy, że środowiska akademickie również się degenerują, że doszliśmy do sytuacji w której jedynymi autorytetami będą gwiazdy w rodzaju Paris Hilton.:(
Nic tylko siąść i płakać.
Mgr teraz nie jest stopniem naukowym. Jest "niczym" ;) Są dwa stopnie: dr i dr hab oraz jeden tytuł: profesora.
No toż właśnie ten nadzwyczajny to jest uczelniany. Spójrz chocby na wikipedię:
Cytat:
W 1990 uzyskał stopień doktora habilitowanego. Był profesorem nadzwyczajnym Uniwersytetu Gdańskiego (1996-1999), a obecnie – Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie (od 1999, obecnie na urlopie).