Ja przecież nic nie postprocesuje, tylko zauważam prawidłowość. Nie jestem doświadczalnikiem przecież. Ale co nieco na studiach o statystyce i metodach pomiaru było.
Tomaszu - czy ty tak na serio, czy zapomniałeś uśmiechniętej buźki dołożyć?
Problem z prawem polega na tym, że przeciętny obywatel (no offence) uważa, że skoro potrafi przeczytać treść przepisu/orzeczenia, zwłaszcza w kwestiach mocno nagłaśnianych (lustracja, dekomunizacja czy też zagadnienia konstytucyjne itp.) to już uważa, że "się zna" i w efekcie feruje opiniami głębokimi niczym 20-litrowe akwarium mojego kuzyna. I równie mętnymi. Ewentualnie powiela tzw. "powszechne przekonania" bądź też przeczytane prasowe wyciągi, które ze swej natury muszą upraszczać sprawę aby czynić ją bardziej zrozumiałą dla zwykłego odbiorcy.
Ja ze swej strony staram się nie wypowiadać na tematy, o których nie mam pojęcia - stąd i aktywnym postowiczem nie jestem, bo fotografować się dopiero uczę, a już w kwestiach informatyki - to słowa nie powiem, bo w porównaniu z Tobą mogę jedynie czyścić Ci kulkę od myszki.
Natomiast dokonywanie przez Ciebie ocen działalności orzeczniczej Trybunału Konstytucyjnego jest... no... nie bardzo...
Tak samo lustracja wg Macierewicza - tak ważna sprawa załatwiona w takim stylu? Uchwałą? Kamon man... Tylko jeden "niuans" w postaci pragu sądowej kontroli nad procedurą lustracyjną? Już samo to jest kompletną dyskwalifikacją...
Dekomunizacja sędziów? Czy to, że zostali mianowani za PRLu znaczy, że są "be"? Owszem - można za wszelką cenę dekomunizować, tylko dlaczego w takim razie ograniczać się do sędziów? Może jeszcze dziennikarzy?Nauczycieli? Gdzie postawić granicę, żeby nie zostać Robespierrem?
Nie chcę w żadnym wypadku wybielać tego środowiska. Zdaję sobie sprawę, że wśród sędziów czarne owce też leżą w "gamucie"Ale prowadzenie dekomunizacyjnej nagonki może spowodować, iż w ważnych kwestiach sędziowie będą bali się iść pod prąd władzy, żeby nie podpaść. Stąd już blisko do zachwiania zasady "checks & balance".
PS. A z Klona to taki profesor jak z Kwacha magister.
Serio.
Prawo, którego nie rozumieją obywatele, jest do bani. Jak można przestrzegac kompletnie niezrozumiałych przepisów?Problem z prawem polega na tym, że przeciętny obywatel (no offence) uważa, że skoro potrafi przeczytać treść przepisu/orzeczenia, zwłaszcza w kwestiach mocno nagłaśnianych (lustracja, dekomunizacja czy też zagadnienia konstytucyjne itp.) to już uważa, że "się zna" i w efekcie feruje opiniami głębokimi niczym 20-litrowe akwarium mojego kuzyna. I równie mętnymi.
Czynie to na podstawie opinii prawników oraz oczywistych faktów. Np. w Konstytucji jest zapis, że ekstradycja obywatela Polskiego jest zakazana. I co? Nic, sędziowie tak oczywisty przepis łamią. Proces Jurczyka? Czego więcej trzeba? Całe stosy dowodów, których autentycznośc nawet Sąd potwierdził. I znowu nic...Natomiast dokonywanie przez Ciebie ocen działalności orzeczniczej Trybunału Konstytucyjnego jest... no... nie bardzo...
Tak samo lustracja wg Macierewicza - tak ważna sprawa załatwiona w takim stylu? Uchwałą? Kamon man... Tylko jeden "niuans" w postaci pragu sądowej kontroli nad procedurą lustracyjną? Już samo to jest kompletną dyskwalifikacją...
Nie napisałem, jak to zrobic. Nawet w PRL byli porządni sędziowie.Dekomunizacja sędziów? Czy to, że zostali mianowani za PRLu znaczy, że są "be"? Owszem - można za wszelką cenę dekomunizować, tylko dlaczego w takim razie ograniczać się do sędziów?
Z nauczycielami łatwo: zlikwidowac szkoły państwowe. Dekomunizacja ma sens tylko w odniesieniu do urzędników państwowych.Może jeszcze dziennikarzy?Nauczycieli? Gdzie postawić granicę, żeby nie zostać Robespierrem?
Nie chcę w żadnym wypadku wybielać tego środowiska.
A niby czemu? Habilitacje ma normalną i tytuł profesorski na co najmniej dwóch uczelniach. Gdzie w tym kłamstwo i oszustwo?PS. A z Klona to taki profesor jak z Kwacha magister.
Nigdzie. Kwach też skończył studiaTo mniej więcej podobnej klasy różnica jak między doktorem hab. z tytułem profesora danego uniwersytetu, który to tytuł jest bardziej honorowy, a profesorem "prezydenckim". Tak, wiem, na świecie są sami drudzy ;-) ale mowa chyba o PL?
W sumie przeciez nawet Pierwszy Mulat jest zdaje się doktorem, hmmm![]()
Ale on nie mówił, że skończył, ale że ma wykształcenie wyższe.
W PL stanowisko "prezydenckie" świadczy głównie o wpływach w "towarzystwie naukowym", nie o poziomie naukowym. Za komuny przynajmniej było przydatne: łatwiej było dostac paszport na wyjazd służbowy. Teraz to jest pusty relikt, do tego śmieszny.To mniej więcej podobnej klasy różnica jak między doktorem hab. z tytułem profesora danego uniwersytetu, który to tytuł jest bardziej honorowy, a profesorem "prezydenckim". Tak, wiem, na świecie są sami drudzy ;-) ale mowa chyba o PL?
Kaczka też przedstawia się jako profesor mimo że jest doktorem hab.
Być może - niemniej tak jest i basta, jeśli Ci się nie podoba - Twój pech, zrób coś żeby to zmienić. Ja jeszcze pamiętam akcję wymiany tabliczek na uczelni, gdy wyszło zarządzenie, że profesor to ma być profesor a nie "profesor UMK".Zamieszczone przez Tomasz Golinski
Coraz więcej dziedzin życia codziennego jest w szczegółach niezrozumiałe dla przeciętnego człowieka. Prawo nie jest tu żadnym wyjątkiem. Zwróć uwagę, że kiedyś odkrycia kwalifikujące się do nagrody Nobla były (mniej lub bardziej ale były) zrozumiałe dla wykształconego człowieka. A obecnie - rozumiesz co takiego odkryli współcześni nam Nobliści (oczywiście wyłączając dziedzinę w której się kształcisz)?
Prawo w pogoni za zmianami cywilizacyjnymi też musi się specjalizować. Ot, znak czasu.
No to zapytaj prawników na których opinie się powołujesz o prymat umów międzynarodowych nad prawem krajowym...
Taka klauzula oraz zasada lex superior... obowiązuje w każdym państwie prawa. Więc jeżeli jest podpisana umowa ekstradycyjna, lub jakakolwiek inna na podstawie której takiej ekstradycji można dokonać, to nie ma o czym mówić.
Odważna teza. O tyle odważna, że jeszcze żaden kraj nie zdecydował się na całkowite sprywatyzowanie szkół. I o tyle niebezpieczna, że spowoduje drastyczne obniżenie przeciętnego poziomu wykształcenia, zwłaszcza biedniejszych ludzi. Których jest obecnie najwięcej. Którzy stanowią potężny elektorat. I którzy będąc elektoratem niewykształconym staną się jeszcze bardziej podatni na oszołomów w stylu "brunatnego Romka", Endrju czy innych klonów.[/QUOTE]
No tak. Tylko że jest to Twój pogląd, który jest niemożliwy do obronienia. I głoszony zwłaszcza przez tych, którzy w Pałacu Prezydenckim dostali kopa w d**ę a nie tytuł profesora.
Ja go absolutnie nie chce bronić (Kwacha) tylko w czasach kiedy on kończył studia było cuś takiego jak absolutorium, które było równoznaczne z wyższym wykształceniem. Obrona pracy magisterskiej nadawała tytuł magistra. Do tego, żeby przystąpić do obrony pracy magisterskiej potrzebne było wyższe wykształcenie. Śmieszne, prawda. Do obrony pracy doktorskiej nie były potrzebne studia wogóle.
EDIT: Napisałem w czasie przeszłym bo nie wiem jak jest teraz.
Chyba chodzi Ci o tytuł profesora zwyczajnego i nadzwyczajnego (żeby było śmieszniej nadzwyczajny jest niżej niż zwyczajny). Tytuł a nie stanowisko.
Tomku nie bluźnij. Urażasz i obrażasz w ten sposób całą masę ludzi z tytułami naukowymi "prezydenckimi". Według mojej wiedzy na ten temat w PL jest dokładnie odwrotnie. "Uczelnie" (specjalnie piszę w cudzysłowie) żeby podnieść swoją rangę zatrudniają na etatach profesorskich ludzi nijakich z bardzo małym dorobkiem naukowym, często bez habilitacji. Głównie z powodów "reklamowych" - np. nasza uczelnia zatrudnia 27 profesorów. Zapomniano tylko dodać, że to "profesorowie" tacy sami jak w liceum.
Ostatnio edytowane przez Janusz Body ; 29-09-2006 o 19:06
Janusz,
Old enough to know better - but I do it anyway.