Sprawdzał mech na drzewach i kamieniach ;-)
Wersja do druku
A na półkuli południowej, w okolicach Hornu pokrywa się szronem od południa. ;-)
Można wziąć na pokład kamień referencyjny. Ale czy uwzględniać jego pole grawitacyjne?
Z kamieniem to mogą być kłopoty z deadweightem i to się ciężko sztauje. iPhone i program AstroNav, który daje dokładność pomiaru kątów porównywalną z astrolabium bym zalecał. ;-)
Stara harcerska metoda wyznaczania północy - weź kamień, umyj, połóż na ziemi i obserwuj, z której strony zacznie zarastać mchem. ;D Jednak nie sprawdza się w lesie, bo cienie rzucane przez drzewa powodują obrastanie mchem z różnych stron. Na oceanie w czasie sztormu też trudno uznać tą metodę za wiarygodną, bo cień rzucają wysokie fale, a i kamienia nie ma na czym położyć... ;p
Tak swoją drogą, to mnie też ciekawi problem, jak młodzi nawigatorzy znajdą drogę do celu, gdy jakaś kolejna erupcja na Słońcu wyłączy GPS. Czy będą w stanie wyliczyć co trzeba, czy będzie jak z tym lotniskowcem amerykańskim i latarnią morską w Hiszpanii?
Eee, to proste.Słońce wschodzi na wschodzie więc kurs 90 stopni w lewo prowadzi na biegun płn.Tylko po co tam płynąć :roll: .
Bez ciągłego treningu stosowanie nawigacji zliczeniowej jakisikś loksodrom czy ortodrom w warunkach realnych ,stosowanie sekstantu ,tablic trygonometrycznych...brrrr.
To grozi wrecz wyjechaniem za horyzont i spadnięciem z taka samą szybkością z jaka spadło by piórko spadające równocześnie z nami :idea:
Ps.
Przed powszechnym zastosowaniem GPSu.[Nie aż tak odległy to czas]Kolega opowiadał że po awarii żyro na jednym statku,kapitan i kadra kłóciła się z książkami w ręku o poprawki kursowe.
niezbedne do policzenia kursu kompasowego.
Jak komuś myli się dewiacja ze zboczeniem nawigacyjnym a deklinacja z klinometrem, nie odróżnia Flindersbaru od curinga, ma kłopot do czego służy gutterbar a rindambulina jest mu pojęciem obcym to nie dziwota. :-)
PS. Wszystkie powyższe terminy są używane na statku i wszystkie są w języku polskim. :-)
Nie wiem czy curing pisze się zuring czy curing. :-)
Jezusicku! Mnie z tego wszystkiego to tylko uczono dewiacji i deklinacji.
Oprócz curingu jest też curbum a hamulec lehoffa wcale nis służy do hamowania :mrgreen:
Niewątpliwie najpiękniejszym terminem jest "zboczenie nawigacyjne" :-)
Log butelkowy też miłe. :oops:
A wikipedia w sprawie zboczenia też się myli :-)
I tak oto od problemów fizycznych, przechodzimy do fizjologicznych:-)
Sent from my GT-I9003
No i znaleźli predkość większą od światła.
Ale to chyba jeszcze nie tym razem.
Stawiam na bląd w posługiwaniu się GPS.
też się wtrącę na temat GPS
Do wyznaczenia pozycji potrzeba "pomiaru" do minimum 4 satelitów i nie ma mowy o 2D czy 3D bo system jest geocentryczny i wyznacza pozycje XYZ od płaszczyzny równika. Dopiero potem przeliczna jest na elipsoidę. 3 wektory teoretycznie wystarczyłyby do wyznaczenia pozycji gdyby zegarki były zsynchronizowane, niestety nie są i dlatego dodatkowy wektor daje "poprawkę zegara".
DGPS czyli pomiar różnicowy daje dokładności rzędu 1cm nawet przed odtajnieniem przez Clintona pasma wojskowego (wiem bo mierzyłem - geodeta). Jeżeli w tym samym czasie pomierzymy dwa punkty biorąc dane z tych samych satelitów, to oba obarczone są tym samym błędem. Jeżeli jeden stoi na znanych współrzędnych, to robimy poprawkę taką samą na obydwóch punktach i gotowe (taki baaardzo duży skrót)
A poprawki relatywistyczne są potrzebne?
Jeżeli są takie same dla każdego satelity co się redukują?
Wszystko prawda z wyjątkiem "pasma wojskowego" - po prostu były dwa kody P od precision i S od scrambled. Inaczej mówiąc Clinton zdecydował o zaprzestaniu zakłócania do celów cywilnych.
Z tym 1 cm to też chyba mocno przesadziłeś. :-) Może po jakimś dłuższym czasie trzymania anteny w jednym miejscu i obróbce statystycznej to dojdzie do 3 cm dla RMS. Dynamicznie to nie ma mofy. ;-)
EDIT: Wikipedia mówi o 10cm. http://en.wikipedia.org/wiki/Differential_GPS :-)
Tak apropo's geodety to 4 miesiace temu geodeta mierzył koło mojego domu nową działkę. GPSem. Po pomiarach powbijał te swoje markery. Przeżył mały szok przy okazaniu bo na oko było widać błędy rzędu 30 cm. :-)
Da się w ogóle obejść całość sygnału GPS jeśli się potraktuje ich sygnały jako "biały szum". Tyle, że trzeba wtedy antenę mieć stałą na coś ok 24 godzin.
No co ty! tylko 4-6 godzin na jednym punkcie :grin: cztery odbiornika na punktach i 2 na osnowie i 2-3cm błąd po wyrównaniu sieci.
a co do geodetów... No cóż. Punkty graniczne wyznacza się w terenie na podstawie szkiców pomiarowych, a pomiary GPS można zrobić po tym, by nadać im współrzędne w Państwowym układzie współrzędnych, a nie odwrotnie.
Jeżeli jednak były wcześniej mierzone na osnowę to należy je wyznaczyć w taki sam sposób (GPS odpada).
Geodeci w pomiarach jak opisałeś używają RTK, który daje dokładność ok 5 cm. A jak ktoś nie wie jak i co mierzyć to i suwmiarką zrobi błąd jednego metra.
No to to tak. Chociaż i tak sporo zależy od jakości źródła i odległości od tego co daje przedrostek D do GPSa. :-)
W pomiarach dynamicznych (na statku) dokładność rzędu 30 m i tak jest za duża. Pomiar prędkości jest bazowany na dopplerze z sygnału z satelity a i tak niektórzy oczekują, że przy małych prędkościach otrzymają dokładność rzędu 1cm/s :-) (rzeczywista wynosi ok 0.1 węzła czyli ok. 5 cm/s ale nie dla małych prędkości)
Najzabawniejsze jest to, że ostatnio amerykanie zaczęli nadawać, że chyba zlikwidują GPSa. Na zupełnie poważnie :-) Bosze! jak ja na to czekam. :-) Cały czas mam nadzieję, że jeszcze zobaczę ten moment jak GPSa wyłączą i wtedy okaże się kto jest nawigatorem. :-)
Taaaa i zakażą używać kalkulatorów...
i komputerów...
i papieru...
toaletowego.
Jestem gorącym zwolennikiem powszechnego dostępu do GPS, a że to rozleniwia, no cóż. Jestem inżynierem a nie potrafię obsługiwać suwaka (logarytmicznego, bo ten od spodni to już tak) i spać po nocach mogę. A znam takich co się ze mnie wyśmiewają z tego powodu, chociaż wiem, że prędzej nauczyłbym sie obsługi suwaka (j.w.) niż oni komputera.
Wiele umiejętności bezpowrotnie utraciliśmy, ale za to mamy inne nowe (takiego GPS'a też trzeba umieć włączyć).
Zawsze darzyłem wielkim szacunkiem nawigatorów (takie moje niezrealizowane dziecięce marzenie - chciałem iść do AM) i wiem, że ich profesja wiele straciła w oczach laikatu od wprowadzeniu GPS, kiedy każdy "gupi" może wyznaczyć swoją pozycje na całym świecie.
Jest wiele, niestety zdarzeń wynikłych z błedów nawigacji na morzu i w powietrzu zpowodowanych przez wiarę w elektronikę bez umiejętności i nawyku weryfikowania w oparciu o tradycyjną wiedzę i zmysły człowieka.
Ot, ostatnio "Costa Concordia". 32 ofiary człowieka który zapomniał co to jest nawigacja terrestryczna i jej zasady..
Przy moim [nieskończenie małym w porównaniu z Januszem Body] życiu nawigatora parokrotnie spotkałem się z przypadkami błędów wynikających ze ślepej wiary w elektronikę.
Suwakiem jeszcze też się posłużyć umiem i pamiętam że to Moje pokolenie wprowadziło w tym kraju komputer do użytku.Uczyć się na komputerze nie muszę.
Mam ubaw gdy młodzi ludzie piszą: dziadek taki ,a obsługuje komputer...
No,obsługuje i to juz trzydzieści parę lat. Bo to dziadek w tym kraju z suwaka logarytmicznego na komputer się przesiadał gdy Twój tata synku jeszcze na księdza Zorro wołał. :)
hmmmmmm... nie do końca. To dalej był i jest "wypadek nawigacyjny". Facet najprawdopodobniej (oprócz brawury i lekkomyślności niewątpliwie obecnej) po prostu nie zdawał sobie sprawy z tego gdzie jest czyli nie znał lub źle ocenił swoją pozycję. Uderzył w skałę rufą - na zdjęciach widać mostek, za nim płetwę od stabilizatora przechyłów a dziura jest dalej do rufy. Tak można uderzyć tylko przy mocnym zwrocie, takim podobnym do poślizgu w aucie i uderzeniem o drzewo tylnym kołem.
Uprzedzając ewentualne pytania w tym kierunku, z góry odpowiadam. Wszystko co wiem to to co było w prasie i to co napisałem wyżej. Jakiekolwiek opinie na podstawie doniesień prasowych, zwłaszcza współcześnie, są z góry skazane na porażkę. Tak z 80-90% to zwyczajne bzdury i imaginacja dziennikarzy. Np. czas od uderzenia do podjęcia decyzji o opuszczeniu statku według dziennikarzy AŻ 50 minut. Po mojemu "dość szybko". Wg. dziennikarzy "panika na mostku" widoczna na filmie z monitoringu. Hmmmmm... tam, po mojemu, jednak każdy robił swoje (oczywiście na ile można to ocenic na podstawie tego co pokazała tv). Wg. dziennikarzy akcja ratunkowa chaotyczna. Hmmmmmmmm.... jednak uratowali te 4 tysiące osób. Osobiście wolał bym być w grupie "chaotycznie uratowanych" niż wysoce profesjonalnie martwy. :mrgreen:
Ano. WIęc już nie kontynuuję choć to Hydepark. :-)