Zabawne jest w tej historii jak marketing zagrał na naszych sentymentach za pomocą ładnego opakowania. Bo w tym aparacie nie ma nic ciekawego w przeciwieństwie do Panasonica G1 (nie posiadam). Zamiast porządnego AF i EVF otrzymujemy trendy obudowę, która nie jest wcale dużo mniejsza. O stabilizacji matrycy nie wspomnę, bo do niczego niepotrzebna (teleobiektywów raczej nikt nie będzie podłączać do Olympusa; jeśli w ogole kiedyś będą, to i tak AF nie wydoli w typowych zastosowaniach). A Panasonica można kupić już za 2000 złotych z kitem. No ale to nie jest marka foto, a poza tym nie ma już posmaku nowości...