Jest taki słynny eksperyment. Do dużej klatki wpuszcza się małpy. Na środku klatki znajdują się schody w górę a na szczycie schodów kładziemy banany!
Żeby sprawę skomplikować, w podłogę klatki są wbudowane metalowe pręty w niewielkich odległościach od siebie. Pręty są podłączone do obwodu z prądem co umożliwia wymierzanie małpom kary w postaci drobnych acz dolegliwie odczuwanych szoków elektrycznych. Kiedy eksperymentatorowi jest to do czegoś potrzebne - naciska guzik, a wtedy podłoga pierdyka małpy prądem. Tyle o założeniach.
Eksperyment - pierwsza faza.
W pierwszej fazie, eksperymentator pilnuje, żeby małpy nie właziły na schody celem pozyskania bananów. Kiedy tylko jakaś małpa wlezie, naciska guzik - i reszta małp doświadcza elektroszoku. Małpa zwierzę bystre, więc szybko się orientuje, kiedy obrywa. Efekt jest taki, że kiedy któraś się wybiera po banany, reszta rzuca się na nią i ją zaczyna okładać, żeby zapobiec wejściu zainteresowanej wyżej na schody - bo reszta małp dość szybko zauważa, że to właśnie ze wspinaczką jednej z nich skojarzony jest nieprzyjemny dla reszty bodziec (co ciekawe - wspinająca się małpa nie wie, co jest grane, bo ją nic od schodów nie kopie, ale uczy się trzymać od nich z daleka w obawie o to, co ją spotka od reszty grupy).
Koniec końców ustanawia się pewna norma - mianowicie, że po schodach po banany nie wolno się wspinać. Jeżeli którakolwiek małpa próbuje, dostaje łomot od pozostałych - bo tylko w ten sposób są w stanie zapobiec czekającym je nieuchronnie nieprzyjemnościom.
Kończąc pierwszą fazę eksperymentu, można eksperymentatora wysłać na urlop - norma dotycząca niewchodzenia na schody utrzymuje się sama, a próba jej złamania przez którąkolwiek małpę natychmiast spotyka się ze skutecznym działaniem prewencyjnym reszty grupy.
Eksperyment - faza druga
W drugiej fazie zaczyna robić się ciekawie, bo zaczynamy podmieniać "stare" małpy na nowe, po jednej. Nowa małpa oczywiście szybko odkrywa schody, ale kiedy próbuje się wspinać, dostaje łomot. Po kilku razach przestaje próbować.
Podmieniamy kolejną małpę. Oczywiście dostaje łomot - od starych małp (które "wiedzą" dlaczego ją leją i czemu to zapobiega) oraz - i tu zaskoczenie - od nowej małpy - która kompletnie nie czai, o co kaman, bo nigdy nie doznała żadnego elektroszoku, ale się nauczyła od innych, że jak ktoś się wspina po banany, to go lać trzeba od razu - którą to czynność, skwapliwie i z dużym zaangażowaniem małpuje.
Koniec końców dochodzimy do miejsca, w którym wszystkie stare małpy z pierwszej fazy eksperymentu zostają jedna po drugiej wymienione na nowe.
Oczywiście norma się utrzymuje - jak ktokolwiek wchodzi na schody, dostaje wpierdziel od reszty stada - choć oczywiście żaden z agresorów zupełnie nie kuma głębszego sensu swojego działania - nikogo z grupy prąd nigdy nie kopnął, bo mamy już same nowe małpy, a eksperymentator jest dalej na urlopie, bo i tak nie miałby okazji kogokolwiek od dość dawna kopnąć prądem.
Eksperyment ten, prowadzony za czasów, kiedy antropologowie i psychologowie mieli jeszcze prawo do prawdziwych eksperymentów (bo nie wpierniczali się w to zieloni, obrońcy żaby błotnej, piewcy politycznej poprawności i amerykańskie sądy) pokazuje, w jaki sposób raz stworzona norma społeczna (dotycząca np. jakiegoś wzorca zachowania) po utrwaleniu się przenosi się dalej na kolejne pokolenia - mimo, iż pierwotna przyczyna stworzenia tej normy już dawno przestała występować a zasadność istnienia normy straciła na aktualności - ba, źródło pochodzenia normy jest dla większości (jeśli nie wszystkich) kompletnie nieznane i niezrozumiałe. Przykładów takich zasad jest całkiem sporo w każdej kulturze, można je także odnaleźć w różnych obrzędach religijnych.