Tak.Uważnym obserwatorem jesteś.ale system wydychania spalin i pary miał skonstruowany tak, że posiadał dwa kominki obok siebie i raz pufał lewym, a raz prawym.
Parowóz ma na ogół dwa cylindry maszyny parowej umieszczone z prawej i lewj strony kotła wraz z suwakami rozdzielającymi pare na obie strony tłoka.
Ta przepracowana para jest kierowana do komina aby podsysać spaliny a tym samym i powietrze do komory paleniskowej kotła.
Dlatego jadący parowóz "pufa" dymem zmieszanym z para w rytm pracy maszyny parowej.Jeśli jest jeden przewód odprowadzający parę do jednego komina [najczęściej]
to pufa jednym z podwójną częstotliwośćią.
W opisanym przypadku każdy cylinder miał swój komin.
Na postoju gdy nie płynie para przez cylindry,pracuje tzw.dmuchawka rurka doprowadzająca parę do komina .Nie pufa,syczy a dym idzie prostą strugą bez "pufów".
B.głośny wypływ mokrej pary spod kół w okolicy budki maszynisty to znak że ww.podaje wodę do kotła przy pomocy inżektora tzw,na kolei "smoczka".
Jest jeszcze wypływ pary przy podsypywaniu kół piaskiem gdy ślisko [z własnego zbiornika,wylot pary ze sprężarki powietrza na hamulce,oraz prądnicy.
Na końcu najważniejsze sygnał dżwiękowy,ostrzegawczy ale i do przekazywania wiadomości też,wtedy tryska para na kotle.
I stąd czasem żartobliwie sie stwierdza "cała para poszła w gwizdek"
co świetnie pasuje do sensu zamieszczenia tu powyższej treści.
Aha,nie jestem ,nie będę, nie byłem kolejarzem...nawet byłym.