Chciałbym dla Was w kilku słowach zrecenzować moje wrażenia po użyciu systemu wyzwalaczy radiowych Pixel King. Każdy, kto przymierzał się do bezprzewodowego wyzwalania lamp systemowych zdążył pewnie dostrzec, że w ofercie polskiej dystrybucji wybór jest bardzo zawężony. W przypadku, gdy kogoś interesuje przenoszenie automatyki błysku to na horyzoncie widoczne są tylko wyzwalacze Pixela, których cena wyraźnie sugeruje, że jest to w dalszym ciągu sprzęt handmade in China, ale wyraźnie odżegnujący się cenowo od tych najtańszych, co wskazywałoby na to, że nie jest to kolejny chińczyk, który ląduje w kategorii tanizna & marnizna. Dla niewtajemniczonych dodam, że obecna cena zestawu do Canona kosztuje dobre 500 złotych, a każdy dodatkowy odbiornik to koszt rzędu 300 złotych. Po zasięgnięciu wstępnych opinii od osób, które miały już do czynienia z pixel kingiem dowiedziałem się, że ten zestaw radzi sobie całkiem nieźle i jest zdecydowanie lepszy w stosunku do poprzednika – niejakiego Knighta. Wszyscy zgodnie potwierdzali, że jakość wykonania jest słaba, ale przetłumaczyłem sobie to w ten sposób, że żeby osiągnąć taki pułap cenowy trzeba było zrobić coś kosztem czegoś i w tym wypadku obudowa była jedną z ostatnich rzeczy, która miała mieć wpływ na niezawodne przenoszenie informacji o błysku …
Otwieranie pudełek było niewątpliwie miłym doznaniem – tu futerał, tu kabelek, tu podstawka (jestem jednym z tych, których oko ucieszyłaby nawet zwykła naklejka do naklejenia na czole dodana do zestawu). Po chwyceniu w dłonie pierwszego odbiornika miałem wrażenie jakbym trzymał atrapę wymarzonego telefonu w mediamarkt – niby dalej taki nęcący, ale przerażająco lekki i z przyciskami, które topornie reagują na kontakt z palcem. Zamiast woreczków na wilgoć umiejscowionych w komorze baterii, które podniosły mi ciśnienie we krwi, bo nie miałem w planach kupować chińskiej odmiany marakasów za 5 stów (marakasy to takie etniczne grzechotki do grania) producent mógł umieścić parę nawet najzwyklejszych baterii, które podniosłyby poziom masy wyjściowej odbiornika o 100 %. No, ale cóż … Stało się, trzeba iść za ciosem.
Po złożeniu mój zestaw prezentował się następująco: nadajnik + 580exII na 1 odbiorniku + 430exII na 2 odbiorniku. Dodam, że mój nadajnik po zamocowaniu na gorącej stopce aparatu był lekko chybotliwy i nie napawało mnie to optymizmem. Po uruchomieniu aparatu, nadajnika, odbiorników i lamp przystąpiłem do ustawiania lamp z poziomu menu w aparacie. Lampy na każde moje polecenie reagowały milczeniem i nie miały najmniejszego zamiaru ze mną współpracować – jedna z nich ostentacyjnie zmieniła tryb z E-TTL na TTL dając mi tym samym do rozumienia, że ma mnie naprawdę w poważaniu. Po wielu desperackich próbach skomunikowania lamp z aparatem udało mi się stworzyć własną instrukcję obsługi, którą niniejszym podaję, bo może ktoś boryka się z podobnym problemem:
1. Pierwszy kroki trzeba skierować na stronę producenta i zaktualizować firmware zarówno do nadajnika, jak i wszystkich odbiorników, jakimi dysponujemy.
2. Lampy, które chcemy użyć należy najpierw umieścić na sankach aparatu i skonfigurować tak, by każda działała w trybie e-ttl + HiSpeed
3. Umieścić lampy na odbiornikach i uruchomić - wyświetli się zapamiętana informacja przekazana wcześniej przez aparat, czyli e-ttl, HSS, ostatnia użyta ogniskowa itd.
4. Włączyć aparat i nadajnik, a następnie wejść do menu i tam wybrać jeden z trybów pracy - w moim wypadku dopiero wtedy lampy i aparat się "odnajdują". Odradzam natychmiastowe uruchamianie migawki - zawsze trzeba potwierdzić obecność lamp w menu.
Na tym jednak problemy się nie kończą. Kolejna rzecz, która dobijająco przypominała mi o tym, że skąpienie pieniędzy na manualnego pocket wizzarda było poważnym błędem była liczba pomyłek, jaka zachodziła między lampami. Objawiało się to tym, że albo obie nie wyzwalały błysku po zrobieniu zdjęcia, albo tylko jedna z nich – tak, więc w moim wypadku na serię 10 zdjęć przypadały 2-3 zupełnie ciemne i 1-2 z jednym źródłem światła. Można zatem założyć, że średnio połowa zdjęć robiona w serii będzie na wstępie do usunięcia. Reasumując łatwiej i znaczniej szybciej obsługuje się cały system bezpośrednio nanosząc zmiany w każdej lampie pracując wyłącznie w manualnym trybie pracy. Gdyby nie fakt, że producent deklaruje kompatybilność moich lamp i aparatu, które powinny wręcz uprawiać miłość drogą radiową, to niemiałbym pretensji. Gdy będę mieć więcej czasu, to przetestuję całość na otwartej przestrzeni – może tam nastąpi jakiś przełom, albo przekonam się, że 100 metrów zasięgu to w chińskich jednostkach długości 10 metrów … Na chwilę obecną zasadniejszym pomysłem byłoby kupić kabel synchronizacyjny obsługujący e-ttl i przeprosić się z optycznym systemem wyzwalania w lampach Canona.
PS. Jeżeli ktoś ma jakieś sugestie, które pozwoliłyby mi uwierzyć, że błądzę, albo sam potrzebuje pomocy to jestem otwarty na wszelaki dialog.
!!! Łączenie podwójnego wpisu !!!
EDIT:
Pod wpływem emocji przy pisaniu recenzji postanowiłem przeprowadzić test w dużym pomieszczeniu i jest wyraźna poprawa, jeśli chodzi o samo błyskanie obu lamp - na 15 wystrzelonych klatek - tylko w jednym wypadku nie zabłysła jedna z lamp (może potrzebowała ułamek sekundy więcej by się naładować). Tak więc w dużych pomieszczeniach margines błędów wyraźnie się zawęził. Gdyby jeszcze e-ttl przestało się obrażać to z chęcią odszczekam to co napisałem powyżej ;)