Właściwie od początku mojej przygody z 450d zawsze miałam pewne problemy z ostrością. W kicie często się to zdarza, 55-250 też nie jest elką więc myślałam, że lekka nieostrość nie jest niczym nadzwyczajnym. Po zakupie tamrona 28-75 zgrzytałam już zębami, bo dość długo go wybierałam i wydawało mi się, że znalazłam ostre szkiełko. No niestety, ale przecież ostrzegali na różnych forach więc też dałam sobie spokój. Wybawieniem miał się okazać mój ukochany 10-22 - dość długo szukałam tego odpowiedniego, porównywałam kilka różnych egzemplarzy w celu zakupu najlepszego. Przez ten cały rok (kupiłam go w styczniu 2010) był on bez porównania najlepszym obiektywem z całego mojego zestawu, ostrzył jak żyleta, coś wspaniałego. Niestety, parę dni temu również na nim ukazały się problemy. Czy to możliwe żeby sam się jakoś rozregulował? Czy to może jednak wina body? Ale jeżeli tak, to dlaczego w takim razie 10-22 przez tak długi czas dawał ostry obraz? Przymykanie obiektywów nie daje nic a nic. Przepraszam jeśli zadaję głupie pytania... Po prostu w tym momencie już naprawdę się zdenerwowałam, bo zawsze myślałam, że za ten brak ostrości odpowiedzialne są kiepskie szkła, a teraz już nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć... Jeżeli to wina aparatu, to czy warto zanosić go na Żytnią żeby mi go jakoś skalibrowali, czy lepiej unikać tamtego miejsca (czytałam różne niemiłe opinie nt tego serwisu)? Ile taka impreza mogłaby kosztować?
Z góry dzięki za odpowiedzi.