Pisząc wprost i najbardziej obrazowo jak potrafię, to 14-24 mniej rozciąga na boki i nie wali takiej beczki na szerszym końcu.
Wersja do druku
16-35 II nie wali żadnej beczki przy 16mm. O jakiejś tam beczce to można mówić ale w 17-40. A co do rozciągania to pokaż jakieś sample porównujące te dwa obiektywy na których to widać. Według mojej wiedzy zrobienie mniejszego rozciągania absolutnie nie jest możliwe przy takim typie odwzorowania bo inaczej równoległe linie nie będą się zbiegać w jednym punkcie.
Nie mam w tej chwili jak pokazać porównania tych szkieł, bo kolega z systemem "N" i tym szkiełkiem mieszka jakieś 70km dalej. Ale nic straconego, w ciągu tygodnia tam się pojawię. Różnice w korekcji tych szkiełek widać już na wyświetlaczach aparatów. Ostatnio robiliśmy jakąś imprezę, na podłodze były płytki z terakoty. Moje płytki w rogach ostro się powiększały i rozciągały, u kolegi mimo szerszego krycia nie było widać tego efektu.
Dobry wątek. To lubię. Tu się myśli a nie powtarza slogany!
Sprawdźmy, czy dobrze zrozumiałem...
1. Krążek rozproszenia rzeczywiście charakteryzuje element światłoczuły jedynie w przypadku promieni światła ostro zogniskowanego na jego powierzchni i wtedy element światłoczuły może być krańcowym wyznacznikiem maksymalnej głębi ostrości.
2. W przypadku promieni światła nieostrych na powierzchni el. światłoczułego (bokeh), mogą one tworzyć "krążki rozproszenia" (za MMM - nie jestem pewien nazewnictwa) dowolnie dużych rozmiarów (w zależności od charakterystyki szkła i względnego rozmiaru obiektu świecącego).
3. Im większe owe "krążki rozproszenia" elementów nieostrych i im bardziej odległe od centrum kadru, tym większe jest prawdopodobieństwo odcięcia poza ramy kadru części światła tak rozpraszanego (części pola tych "krążków"), jednak bez wpływu na jasność fragmentów pozostających w kadrze.
4. Jeśli elementem ograniczającym rejestrowanie tych "krążków rozproszenia" w całości nie jest wyłącznie rozmiar el. światłoczułego, ale najpierw źrenica obiektywu, nastąpią ubytki światła transmitowanego przez obiektyw tym większe im dalej od centrum kadru (winieta) i im mniejsza głębia ostrości. Oznaczałoby to, że im większe "krążki rozproszenia" (w rozumieniu: bokeh) może generować dany obiektyw (światłosiła, mała GO), tym większy powinien być zapas (margines) pola rzutowania takiego obiektywu poza obręb elementu światłoczułego. Czyli im większa średnica obrazu rzutowanego przez obiektyw wobec przekątnej el. światłoczułego, tym mniejsza podatność na efekt winiety. (Pomijam tutaj inne przyczyny winiety np. wynikające z wad samego el. światłoczułego).
Przykład: Jeśli dane szkło w danej sytuacji wali bokeh o kęgach średnicy równej przekątnej matrycy a środki tych kręgów przypadają również na same narożniki kadru, to żeby nie występowało w nich winietowanie obiektyw powinien być w stanie rzucać obraz o średnicy ok. 2x większej niż przekątna matrycy...
Oczywiście taka sytuacja nie będzie występowała w rzeczywistości, bo kręgi bokeh'a będą miały również środki poza kadrem i ich rozmiary mogą być większe niż przekątna matrycy a wciąż wpływać na jasność kadru jakimś fragmentem swojego pola. Ale myślę, że jeśli poza wieloma uproszeniami nie popełniłem tutaj jakiegoś grubego błędu to generalny wniosek powinien być prawidłowy:
5. Dla zmniejszenia winietowania obiektywu (i uniknięcia zwiększenia głębi ostrości poza centrum) średnica koła całego obrazu rzucanego przez obiektyw powinna być znacznie większa niż przekątna el. światłoczułego - tym większa im mniejsza jest głębia ostrości osiągana przez dany obiektyw.
Ale zaraz... przecież to nic nowego! :shock: - Ot, jasne obiektywy bardziej winietują! :grin:
Nie ma czegoś takiego jak "nieostre promienie światła". Nieostrość (bokeh) bierze się z tego że światło nie ogniskuje się na powierzchni matrycy tylko przed lub za co powoduje powstawanie krążka rozproszenia większego niż piksel matrycy.
Problemem nie jest wielkość kadru a ilość światła która wpada do obiektywu. Całe twoje rozumowanie jest błędne i wg mnie wynika z niezrozumienia podstawowej zasady tworzenia obrazu. To co widzisz na obrazie jako ostry punkt jest tworzone przez nieskończenie dużą ilości promieni świetlnych, tyle że zogniskowanych w jednym punkcie. Jeśli ostrość danego obiektu jest ustawiona przed lub za matrycą wtedy te promienie tworzą krążek bo nie ogniskują się na matrycy. Krążek będzie tym większy im dalej od powierzchni matrycy ogniskuje się to światło. Twoje błędne rozumowanie chyba wynika z założenia że jeden piksel na matrycy jest tworzony przez jeden promień światła odbity od obiektu i wpadający do obiektywu. Tak nie jest. światło tworzące odwzorowanie danego nieskończenie małego punktu obiektu jest zbiorem nieskończenie dużej ilości promieni światła odbitego od tego obiektu pod różnymi kątami. To soczewka obiektywu powoduje że te promienie ogniskują się w jednym punkcie matrycy (jesli ostrość jest ustawiona na obiekt) lub tworzą okrąg jeśli ostrość jest ustawiona gdzie indziej. Problem winietowania pojawia się wtedy gdy światło odbite od obiektu nie dociera w całości do matrycy z powodu np. małej średnicy soczewki obiektywu lub wpada do obiektywu ale ze względu na jego długość nie dociera do tylnej soczewki.
No też nie :-). Z faktu że na cropie winietowanie jest mniejsze wyciągasz wniosek że problem leży w wielkości pola obrazowego, a to nie tu jest sedno sprawy. Da się zrobić prawie niewinietujący obiektyw dla dowolnego formatu matrycy, tyle że wiąże się to z odpowiednio dużym rozmiarem przedniej soczewki i małą długością obiektywu. Tyle tylko że wtedy pojawia się problem aberracji ponieważ światło wpadające pod dużym kątem do obiektywu musi być przez soczewki załamane znacznie mocniej.
Najważniejsze jest to co dzieje się w obiektywie od przedniej soczewki do przysłony. Jeśli obiektyw jest całkowicie otworzony to cudów nie ma i zawsze będzie winietował. Rozwiązaniem jest zrobienie takiej konstrukcji, która zbiera znacznie więcej światła niż nominalne f/x obiektywu a następnie ograniczenie jego ilości przez na stałe ustawioną przysłonę. Ograniczenie wielkości pola obrazowego o którym piszesz wcześniej jest w pewnym sensie takim rozwiązaniem ponieważ tutaj rozmiar matrycy działa jak namiastka przysłony odcinając światło z narożników i ukrywając wady.
EDIT: polecam do zabawy wziąć lupkę lub zwykły obiektyw (dolną soczewką do ziemi i ostrość na nieskończoność) i pobawić się na słońcu. Jeśli ustawisz w odległości od ziemi równej długości ogniskowej to promienie słoneczne skupią się w jednym punkcie. Jak zmienisz odległość to z tych samych promieni zacznie robić się kółko :-)
Wybacz skrót myślowy.
Hmmm, nie rozumiem dlaczego Twoje wnioski są w zupełnej zgodzie z moimi a Ty moim zaprzeczasz... Ok, pewnie tak zagmatwałem, że inaczej się nie dało. :-D
Mimo to do prawdy nie mogę zgadnąć dlaczego posądzasz mnie o myślenie typu promień=pixel. Zauważ że punk 3. był czysto abstrakcyjnym logicznym wprowadzeniem (żeby nie powiedzieć wywodem) w kierunku punktu 4., gdzie już mowa o źrenicy, czyli generalnie tym co w pierwszej kolejności wpływa na winietę zanim jeszcze dojdzie do kadrowania.
Ale nie będę sie upierał, że wszystko jest tu dla mnie oczywiste - dlatego pytałem. ;-)
Zgoda - ale nie do końca - w linku podanym wyżej jest mowa o winiecie, która od przysłony nie zależy (szczęśliwie - jak się okazuje - w SLR nie jest ona taka dokuczliwa).
Jeszcze lepiej wziąć żarówkę - bo promienie słoneczne są równoległe.
Można też ramach zabawy wziąć tekturkę i wyciąć w niej gwiazdę, taką w miarę dużą, żeby punkty ramion były na krawędziach oprawy. I zobaczyć co (i czy wiele) dzieje się gdy jest ostro i co gdy nie jest...