Niestety/stety wraz z kapitalizmem nastał taki stan rzeczy, że dziś niemal każdy skwerek ma swojego Ciecia (tak ich pieszczotliwie nazywam, bo też mam taki do nich stosunek :mrgreen: ). Niezawsze jest to profesjonalny ochroniarz - przeważnie marnie wykształcony pan w fartuchu roboczym, który znajduje nobilitującą przyjemność w pytaniu takich jak ja, czy mam "zezwolenie" na fotografowanie obiektu. Zwykle jego (każdego!) koronnym argumentem jest stwierdzenie "teren prywatny", co akurat nie jest dziwne, bo na tym polega między innymi kapitalizm. :rolleyes: Ale to są zwykle panowie z minionej epoki i dla nich naturalnym jest, że każdy ma swojego Breżniewa i odsyłają natychmiast do jakiegoś dyspozytora, czy innej sekretarki, zarządcy... po umywające Cieciowi ręce zezwolenia. A ja zwykle nie mam zamiaru sobie zakłócać "weny twórczej" 8-) takimi osobnikami i walę fotki dalej jakby nigdy nic. "Zwykle", bo czasami panowie są uprzejmi a zdarza się, że nawet zaczynają swoją wypowiedź od "dzień dobry"! Wtedy zamieniamy parę konsekwentnie mijających się ze sobą słów, choć dla jego wciąż otuchy - żeby mógł powiedzieć że interweniował! :twisted: Na początku często pojawia się również kanoniczne "Słucham pana!" - no to ja odpowiem, że Nie mam mu nic do powiedzenia, albo jak mam lepszy humor zapytam, Dlaczego on mnie tak słucha? Konsternacja jaką to wywołuje zawsze działa na moją niekorzyść, ale w końcu rozmowa z Cieciem zobowiązuje do minimalnego chociaż podniesienia poziomu adrenaliny - zwłaszcza Ciecia! :-) - Tak - generalnie dla mojego kochanego Ciecia staję sie chamem - niemal od pierwszego wejrzenia. :mrgreen: Przy tylu Cieciach z jakimi już rozmawiałem, robi się już z tego komiczna, ale wciąż nieprzyjemna rutyna.
Dodam jeszcze, że nigdy nie łamałem przy tym kardynalnych zasad dobrego obyczaju, nigdy (no może prawie ;-)) nie wtargnąłem na teren szczelnie ogrodzony, przy czym otwarte szeroko bramy i brak oznaczonych zakazów uważam za zaproszenie do zwiedzania w taki sposób żeby być zawsze widocznym dla potencjalnego obserwatora - na przykład dla kamer. Dotąd nigdy nie spotkały mnie jakiekolwiek nieprzyjemności natury formalnej, typu interwencje służb - chociaż wielu Cieci prosiłem wyraźnie, żeby do swojego Breżniewa dzwonili albo ochronę przywołali - bez skutku.
Nie mogę się oprzeć jeszcze jednej refelksji... Taka wszędobylska niechęć Cieci (i nie tylko) to ludzi w większymi szkłami, musi wynikać z pewnych doświadczeń, że tak powiem "ogółu" wobec ludzi naszego fachu... No właśnie, czy naszego? Nie mam tu na myśli takich chamów jak ja, :mrgreen: ale raczej fotografów bardziej wyrafinowanych, pracujących dla redakcji, podpisujących zdjęcia tekstami o bardzo różnej dawce prawdopodobieństwa. A czasy, jak już pisałem, mamy takie, że dobre imię to również kapitał!
- Przyznać mi się tu zaraz, po kim to spijamy tą śmietankę!? :twisted: