Ok, dzięki
Wersja do druku
#Cauchy - to jest amortyzator powietrzny już, nie sprężynowy. O napędach 3x naczytałem się tak dużo, że tyle wyszło mi, że jest takie 50/50 wśród rowerzystów. 50% chwali, 50% gani. Osobiście jestem przyzwyczajony do 3x8 z poprzedniego roweru (tu mam 3x10) i nie przeszkadza mi to zupełnie. Potrafię zmieniać biegi i machać nimi. Tutaj jest o tyle lepiej, że (nie wiem czy to kwestia osprzętu, regulacji, czy tego, że po prostu wszystko jest nowe) te biegi zmieniają się błyskawicznie, precyzyjnie i tak mięsiście, więc można sobie klikać przerzutkami :)
Co do masy roweru, to też naczytałem się tego mnóstwo, a jak to wygląda od praw fizyki? Tzn jak rower waży 20kg a kierownik 80kg, to zakładając, że rowerzyści są identycznie mocni oboje pojadą tym samym tempem przy założeniu, że rower waży 10kg a kierowca 90kg? Czy - jak w przypadku np samochodów i zawieszenia w nich konkretnie - występuje coś takiego jak "masa nieresorowana"? Czyli 10kg rower z 90 kierowcą będzie szybszy od 20+80.
Jak powietrzny to spoko, to chyba pierwszy raz widze crossa z powietrznym, te tanie sprezynowki normalnie mocowane są do bani, a wazy to ponad 2kg.
Xt zmienia biegi precyzyjnie. Pytanie ile realnie biegow wykorzystujesz i w jakim terenie jezdzisz.
Taaaa te wszystki dyskusje, że parę kilo przeciez nie czuc, zjesz dobry obiad, wypijesz litr wody i bedzie to samo. No wlasnie to nie jest to samo.
A na test polecam zaladowac na rower z 5kg obciazenia, i porownac jak sie jedzie gdy jestes 5kg wiekszy. Efekt jest taki, ze te 5+ na rowerze czujesz momentalnie, a w sobie nie czujesz ich w ogóle. Choc te niecale 12kg to i tak dobry wynik wtakim rowerze.
Pamietaj o dzwonku i lampkach, jakis licznik z gps tez nie zaszkodzi [emoji16]
Czyli nadal mi nie wytłumaczyłeś tego zjawiska :P (czy 10+90 = 20+80 czy nie). Tzn pewnie z jakiegoś powodu te wszelkie szosówki sportowe są ultra lekkie, ale chciałem usłyszeć wytłumaczenie w prawach fizyki :). Muszę poszperać z ciekawości w internecie. Co do mojej jazdy to jeżdżę w zróżnicowanym terenie, tzn głównie ścieżki asfaltowe, ale też często jakieś ścieżki gruntowe dziurawe. Lubię bardzo podjazdy, tzn lubię je trenować, bo jazda po płaskim jest fajna, bo łatwa, ale człowiek się tak nie poci, a ja lubię pojeździć w formie treningu na rowerze, tj wysilić się. Generalnie wykorzystuję zazwyczaj 3x5-7, ale też nie raz 3x10. Na podjazdach dużo macham przerzutkami w efekcie schodząc do 1x1-3. Wszystko to oczywiście w ramach zwykłych amatorskich pojeżdżawkach :)
Mam dzwonek i lampkę tylną :P Kupiłem sobie tego Cycplus M1 z czujnikiem kadencji/prędkości. Spoko całkiem. Dla mnie wystarczający :)
to jeszcze Bontrager Ion Pro na przód :) najlepsza lampka jaką miałem kiedykolwiek, nawet na szosę
kupiłem 2 lata temu gdy poprzednia lampka 400lm była już na moje potrzeby za słaba
Rowerzysta plus rower to załóżmy 90kg. Teraz odchudzamy rower o 2kg czyli masa całości spada do 88kg. Zysk na wadze to mniej niż 2%. Serio człowiek nie będący zawodowym kolarzem jest to w stanie odczuć? Po odchudzeniu swojej szosówki o 2kg (z 12kg na 10kg) jedyne co odczułem to mniejszy ciężar kiedy zdejmuję ją z uchwytu na ścianie.
kto lubi ciężej - proszę bardzo :mrgreen:
U mnie z kolei przeważa pragmatyzm i wygoda, a nie moda.
Napęd z jedną tarczą z przodu i z wielką zębatką z tyłu jest absurdalnie drogi i nietrwały, a ponadto wymaga zdolności do utrzymywania wysokiej kadencji, jeśli się chce jechać szybko.
Łańcuchy do napędów od 10 rzędów wzwyż są wąskie, drogie, i szybko się zużywają. Tylne zębatki są bardzo drogie, a i przednie też są przeciętnie droższe od korby 3-rzędowej, co jest i zdzierstwem, i kretyństwem.
Ja pozostaję w systemie 3x9 Shimano XT bo jest i wystarczający, i ekonomiczny. Maksymalne przełożenie mam ponad 4,36:1 (48:11), a minimalne 0,81:1 (26:32). Przeważnie jeżdżę na blacie 48z z przodu i środkowej zębatce z tyłu, co mi daje możliwość błyskawicznych redukcji przełożeń.
W osiąganiu większych prędkości ogranicza mnie PESEL i wyprostowana sylwetka, czyli duży opór aerodynamiczny, chociaż nie wiem, co bardziej :mrgreen:
Rower mam ciężki z uwagi na dwa duże kosze, sztycę amortyzowaną podsiodłową, terenowe opony i wysoką kierownicę z poprzeczką, oraz w ciul narzędzi, które wożę, aby się nie rozkraczyć z byle powodu na drodze jak byle p.zda, co u większości rowerzystów jest standardem- ani dętki zapasowej, ani kluczy, ani pompki, ale jedzie :mrgreen:
Rower mi służy do transportu, a nie do bicia rekordów prędkości, a więc jestem w stanie załadować jednocześnie oba kosze i jeszcze podwiesić dwie sakwy, a oprócz tego wziąć plecak na grzbiet, pod warunkiem, że nie jest to plecak ze sprzętem foto o wadze 7 kg zawierający C 6D+ Sigma 150-600 i R7 + EF 100-400L II, bo od tego mam tylny kosz. Mogę też po tylnym koszem podwiesić duży futerał ze statywem Manfrotto 190 X-PRO 3 zamiast jednej sakwy.
Nawet w nie maksymalnej konfiguracji jestem w stanie wziąć duży plecak z dwoma aparatami i statyw na tył, jedną sakwę z boku na prowiant, ciuchy i trochę szpejów, i nazbierać 5 kg grzybów do przedniego kosza nie wioząc nic na grzbiecie.
#Leon - nie muszę nic studiować, tak mi się wydawało, ale tak mocne jest ciśnienie na lekki rower (wśród fanatyków rowerowania), że uznałem iż może o czymś nie wiem. Dlatego z całym szacunkiem, ale jeśli zrobię dwójkę i zjem 1 kanapkę mniej na śniadanie, to już mam z 400g zysku... którego i tak koniec końców nie odczuję :D. Albo jak zapomnę wziąć bidonu z wodą, to też już jest waga mniej ;)
#Astf - przy większych prędkościach zazwyczaj ogranicza wiatr w twarz :P. Pesel nie jest wymówką.
#Cauchy - co do walki o każdy gram w rowerze, to wydaje mi się, że jest to już coś dla ultra prosów, czyli gość jest wyżyłowany do granic możliwości jak zawodnicy UFC na piątkowym ważeniu i dla nich +/- 300gramów na wyścigu 4-5 godzinnym (gdzie na mecie i tak biją się o centymetry :P) ma znaczenie (bo na tym dystansie 100-200km da to np zysku 5-10 sekund). Dla takich turystów jak pewnie większość z nas nie ma to większego znaczenia. Wystarczy, że właśnie wiatr nagle się zerwie i oszczędzanie 500 gramów nic nam nie daje. Albo światła nas zatrzymają i trzeba czekać :).
PS: swoją drogą jeździliście z ciekawości "na kadencji"? Powiada się, że powinno się jeździć na kadencji 90-100. Szacun, jak ktoś jeździ amatorsko na 80 :D. Ja próbowałem ostatnimi czasy, to wychodzi mi tak średnio 72 obroty.
Ja jeżdżę z punktu A do punktu B (znowu fizyka ;)): z domu nad jezioro, po okolicy w poszukiwaniu żurawi, do sklepu na zakupy. Zupełnie niczego nie liczę. Rower to dla mnie środek komunikacji, a nie cel wyczynu. Mam taki stary MTB, chyba 20-letni, który tu i ówdzie zmodyfikowałem i wymieniłem zużyte części. Tak jak powiedział Astf wcześniej; gdy patrzę na wykonanie nowych to... szkoda gadać: materiały, technologia, solidność wykonania. A ponieważ jestem konstruktorem z wykształcenia i praktyki, to umiem to ocenić.
Ale dosyć zrzędzenia, nie mam zamiaru psuć innym przyjemności. :D
Wolniej jedziesz-dalej zajedziesz. Nadmierne tracenie energii na prostych odcinkach wskutek szybkiej jazdy powoduje brak siły do pokonywania wzniesień na dalszych odcinkach. Jak się ma ogólnie wydolny organizm i nadmiar energii, to można tego nie odczuwać, ale jak już dożyjecie przynajmniej do sześćdziesiątki, to zobaczymy :mrgreen:
Fama mówi, że "powinno się jeździć z kadencją 90-100"? No to powiedzcie Famie, że jest idiotą :mrgreen:
Kadencja jest sprawą indywidualną. Jedni wolą jeździć szybko kręcąc, a inni wolą siłowo, na twardszym przełożeniu, z mniejszą ilością obrotów.
Nigdy nie jezdzilem na kadencji, ani tez na pomiarze mocy. Kadencje dobieram taka zeby mi sie komfortowo jechalo i zebym dal rade cos jeszcze pogadac do towarzysza. Czasem jak jade zeby sie ujechac lub w ustawce to wtedy wiecej krece. Ale moje warunki predystynują mnie do jazdy siłowej niz kadencyjnej.
A propos.
Tydzien temu skaczac w terenie tak naskoczylem prawa nogą że rozwalilem sobie lydkę. Mam uraz, ledwie chodze, mam spory obrzęk calej lydki, z czasem tez stopy. Na sorze powiedzieli mi ze pare tygodni potrwa rehabilitacja, mam isc na dwie wizyty kontrolne, robic zastrzyki przeciwzakrzepowe i inne leki brac. Zadnego ruchu. A pan lekarz mi powiedzial ze zapomnialem ze juz jestem na 4tym pietrze a nie na 2 i co z tego ze w miare sprawny jak ryzyko kontuzji rosnie juz mocno. No i tak to… I tak sie nie ruszam bo od tygodnia wyprawa do lazienki to wlasnie, wyprawa. Choc teraz juz tak mocno nie boli, bo normalnie to jakbym mial non stop skurcz. Tylko że przepada mi majówka. Mialem nagrany wyjazd na szose do Toskanii i szlag to trafi a tak sie na niego cieszylem. Mialem zabrac gopro i drona… To pierwszy raz w zyciu mi sie zdarzylo, że musze odwołać wyjazd.
Jest takie powiedzenie: "Jak masz czterdziestkę, wstajesz rano i nic cię boli, to znaczy że nie żyjesz".
Za dużo wagi do tego przywiązujesz. :)
W MTB zrobiłem sobie napęd 1x9 przy czym używam roweru niezgodnie z przeznaczeniem bo do turystycznej jazdy po polach, lasach i asfalcie. W szosowce mam 2x11 ale z przodu układ przełajowy 46x36 zamiast kompaktu za to z tyłu 11-23 ze stopniowaniem co 1 od 11 do 19. Kadencja 80-90.
cauchy, a od kiedy jezdzisz powiedzmy: "wyczynowo" na rowerze?
bo tak se patrze na plus-minus moich rowiesnikow (choc dla mnie wlasciwie juz bardziej minus :mrgreen: ), co wlasnie stosunkowo niedawno zaczeli uprawiac przerozne sporty, bo taka moda glupia nastala (albo kryzys wieku sredniego, menopauza, czy jak to tam zwal), ze kazdy musi wygladac jak sportowiec. wszyscy dookola od paru lat nagle zaczeli grupowo (sic! bez grupy sie nie da) biegac maratony, morsowac (co to za morsowanie w wodzie o temp 6*C hehe), jezdzic okolowyczynowo na rowerach, nartach, wspinac sie, triatlonowac i ujwico. i nagle kontuzje, udary, zawaly, zlamania, naderwania i tez ujwico.
ja przez ponad 30 lat laduje w jednym z tzw. sportow ekstremalnych (aczkolwiek cholernie nie lubie tego okreslenia) i wlasciwie nie zdazaja mi sie kontuzje. po prostu organizm juz za mlodu zaczal sie przyzwyczajac do okreslonego wysilku, zarowno fizycznego jak i psychicznego, wiec nawet po dluzszej przerwie nie mam problemow z szybkim powrotem do formy. ale jak mowie, robilem to ponad 30 lat. a niemal wszyscy blizsi i dalsi znajomi, ktorzy dopiero zaczeli (patrzac w stosunku do mojego stazu), tak faceci jak i kobitki, kwicza i narzekaja. ile czasu i pieniedzy spedzaja na roznych oddzialach szpitalnych, u terapeutow i rehabilitantow to juz chyba tylko jeden bog umie zliczyc. wg mnie to glupota w takim wieku zaczynac wprowadzac drastyczne obciazenia organizmu nieprzystosowanego zupelnie.
to wszystko niestety wiaze sie z agresywnym marketingiem firm od kolorowych ubranek i gadzetow potrzebnych do uprawiania danego sportu - i to wlasnie marketing napedza te kontuzje. ja sam i moi koledzy "po fachu", ktorzy siedza w tym rownie dlugo lub dluzej niz ja, najczesciej przy tych "sportowcach" wygladamy jak zuliki i lachmaniarze. pewnie dlatego, ze nam nie potrzebne sa zegarki mierzace ilosc spalonych kalorii przy odpowiednio wysokim tetnie, jaskrawo-kolorowe wdzianka i niebieskie paski przyklejone na sciegna, zeby podkreslic swoje kontuzje :mrgreen:
mozna sie obruszac, ale fizjologii organizmu nie pokonasz.
No właśnie te koszulki, kaski, fotochromy i cipognioty, tudzież liczniki i GPS-y, czynią niedzielnych pedalarzy sportowcami, którzy zamiast się z troską pochylić nad kieliszkiem chleba, nagle postanawiają spalać kalorie, zamiast spożywać puste, a w kwestii wysiłku energetycznego najlepiej się sprawdza stary rower bez przerzutek, na scentrowanych kołach, niedopompowanych oponach, i z zardzewiałym napędem, i nie potrzeba zapitalać setek kilometrów :mrgreen:
ladnie podsumowales w kilku zdaniach ten moj caly pseudofilozoficzny wykladzik hehe
btw
musialem sprawdzic w gugiele co to znaczy jezdzic na kadencji.
bo ja to na rowerze jezdzilem, wlasnie takim jak opisales. no, przerzutki mial. i same sie przerzucaly :mrgreen:
#Atsf - ta kadencja 90-100 to rzekomo najzdrowsza dla kolan :))) może faktycznie tak jest, ale spróbuj sobie tak szybko pedałować. Ciężko jest. Jak się robi 80 i wyżej to już jest naprawdę szybko i trzeba się mega namachać. Jeszcze tak jechać 30-40km na takim pedałowaniu to już w ogóle.
#Mazeno - mam 37 lat, więc nie wiem jeszcze jak to jest być w Twoim wieku, ale od lat chodzę nieregularnie na siłownię i wiek robi swoje. Jak w liceum potrafiłem 100kg wziąć na klatę i trenować 6 dni w tygodniu (dopiero po około 3-4 tygodniach czułem wypalenie/zmęczenie), tak teraz jest mega słabo jeśli chodzi o siłę klatki piersiowej (i generalnie dużych mięśni, jak plecy przykładowo). Ręce nie osłabły jakoś specjalnie, nogi również, ale korpus kiepski :). No i teraz 3 treningi w tygodniu to już całkiem sporo i ewidentnie człowiek musi się regenerować dłużej. Niemniej należy się cieszyć, że ludzie uprawiają sport w każdym wieku. Kiedyś człowiek pracował fizycznie, więc sportu nie musiał uprawiać dodatkowo, czasy się trochę zmieniły i często mamy tryb siedzący, więc ruszenie tyłka jest czymś pozytywnym :)
ruszenie tak, ale nie nagly skok zza biurka w wyczyn - a to w wiekszosci probuja obecnie robic ludzie i potem placz, bo kontuzje.
a'propos brania na klate - kiedys worki z cementem byly po 50kg, dzis sa po 25 :mrgreen:
Kadencję można wyćwiczyć. Jazda 80-90 to nic nadzwyczajnego, jadąc szosówką te dwie czasem cztery godziny tak właśnie jeżdżę. Wcześniej jeździłem siłowo na twardych przełożeniach z kadencją 60-70.
#Mazeno - Kiedyś pracowało się byle jak, dzisiaj pracuje się z głową, mądrzej. Ludzie dłużej żyją i takie tam :)
#Przemek - podobno że są jakieś ćwiczenia. Ja jeździłem dla w celach testowych ile mam tej kadencji i 72 mi średnio wychodzi. Niemniej odnoszę wrażenie, że przy kadencji 72 nie czuję niemal oporu pedałowania, a co dopiero przy 90 czy 100. Dwa, że tak machać nogami przy 100kg wagi też sobie nie wyobrażam :))
ja to bym powiedzial, ze odwrotnie, ino "kiedys" dla mnie to nie czasy komuny (bo komuna w nas pokutuje do dzis; patrz wyklad jurija bezmienowa/tomasa schumana "jak napasc na panstwo bez jednego wystrzalu" z lat 70-ych), a wieki poprzednie. jak patrze na dokonania ludzi XIX w., to nie wiem, dokad zesmy zabrneli z naszym lenistwem i powszechna glupota ogolu spoleczenstwa.
a czy zyjemy dluzej?
no tak, chorujac na raka, alzheimera i parkinsona opuszczeni przez najblizszych, pozostawieni w domach opieki (a de facto umieralniach). nie tyle zyjemy, co wegetujemy. zyla to babcia macierzewska (ta z mojego watku w galeriach). niby latamy w kosmos, a zwyklego chorobska nie potrafimy sie pozbyc. a moze nie chcemy, bo wyleczony pacjent to stracony klient.
dokładnie
jak człowiek ma pracę siedzącą, jak ja, to dłuższe okresy bez ruchu to prawdziwy zabójca dla samopoczucia i swojej wartości
i tak, też zauważam, że do rekordów gdy miałem 30 lat już nigdy nie dobiję, ale 40tka to też jeszcze nie dramat 8-) choć też zauważyłem że po 100km muszę dłużej odpoczywać
jazda się dla mnie zaczęła gdy kupiłem kolarkę 8 lat temu, wcześniej moje jeżdżenie to turystyczne pitupitu, a bodźcem do tego był objazd Tatr dookoła, którego zrobiłem na 14kg czołgu, wtedy dotarło do mnie że większość jeżdżę po asfalcie i żeby mieć lzej szybciej i wygodniej to muszę na kolarkę
dlaczego głupia moda? ci co się ruszają przedłużają sobie życie w zdrowiu. No i sorry, ktoś kto mocniej trenuje naraża się na kontuzje, ale to jest wliczone w cenę. Ja akurat zaliczyłem mega głupi wybryk, niezwiązany z żadnym sportem, którego więcej nie popełnię.
a może wcześniej tego nie obserwowałeś? ja boom na sport zaobserwowałem w okolicy kryzysu finansowego 2008-2009. To wtedy powstały appki trackujące ruch, pojwiły się pierwsze zegarki sportowe tak ogólniej dostępne, nastąpił boom sklepów odzieżowych, bo w dżinsach ciężko się biega czy jeździ na rowerze czy chodzi po górach. Ja to wiązałem właśnie z kryzysem - ludzie zobaczyli, że te całe finanse i banki są wuja warte i lepiej zainwestować w siebie. Sam w tamtym czasie zacząłem wreszcie chodzić na siłkę, do czego się zbierałem wcześniej jak sójka za morze i wtedy też kupiłem rower. I powiem szczerze, moje życie i samopoczucie zmieniło się mocno na plus.
W samych rowerach boomy obserwowałem 2 razy - w 2015 (tak spokojnie ze 100% więcej niż rok wcześniej) i w 2020. W 2015 nie wiedziałem z czego to wynika, dopiero gdy rok później kupiłem kolarkę i zacząłem się interesować tym sportem i zawodowcami, dotarło do mnie, że przecież w 2014r Kwiato został mistrzem świata. A potem 3x nasz sąsiad z południa, Sagan. No a w 2020 było wiadomoco.
--- Kolejny post ---
to kompletna bzdura
chcesz wracać do XIXw, do powszechnego analfabetyzmu? kiedy był jeden doktor na kilka wiosek, a społeczeństwo poświęcało większość swojego czasu żeby na koniec dnia móc coś zjeść? ja dziękuję :D max do czego mógłbym się cofnąć to do końca lat 90tych.
nie wiem, ile moj stary grat wazyl, ale pewnie podobnie, a moze i wiecej. mnie kiedys zajelo to trzy dni z okolic krk, dookola tatr i nazad do domu. ale ja na nogach z 25kg plecakiem potrafie zrobic trasy (w tym gorskie) po 400-500km w niespelna 2 tygodnie, bo robie to od wielu lat.
ototo.
marketing.
piszac "od niedawna" to moglo byc wlasnie 2008/9, choc moze ciut pozniej to zauwazylem, bo w mojej perspektywie to wlasnie jest niedawno. ja to robie grubo od ponad 30 lat.
sorry, ale to czysta demagogia.
czytam wlasnie biografie naukowa niejakiego karola bohdanowicza.
i jestem przerazony dzisiejszym poziomem "naukowcow".
serio?
a dzis co spoleczenstwo robi?
poswieca wiekszosc czasu, zeby wystarczylo do pierwszego po oplaceniu kredytow na mieszkanie, samochod, drogi rower i kolorowe wdzianka do niego.
te wszystkie rowery, ultramaratony etc. to ersatz wolnosci dla ludzi stloczonych w korporacje, zakompleksionych wspolczesnym quasiniewolnictwem. bez fesjbukow i wspolnego poklepywania sie po pleckach ani nawet by im sie nie chcialo.
kazdy z nich potrzebuje uznania takiego, jak kiedys mial szurkowski. ale jak ja bylem gowniarz to szurkowskiego probowalo sie nasladowac od gowniarza, a nie podczas kryzysu wieku sredniego.
na koniec powiem ci tak.
ja akurat nie rowery, ino wspin.
(scianki dla mnie to rodzaj silowni, istota wspinania sa gory, najlepiej w zimie).
zaczalem sie wspinac 32 lata temu.
wowczas w polsce wspinaczy bylo jakies 12 tysiecy (tyle bylo zreszonych w klubach, a ilu z tego faktycznie cos robilo to inna sprawa), wliczajac w to zarowno wspinajacych sie w wysokoch gorach, jak i w skalach czy na nielicznych wowczas sciankach (w pl byly trzy, w krk na koronie i wieza na wroclawskiej oraz w tarnowie, do powstania czwartej przypadkiem przyczynilem sie rowniez ja, choc tylko, powiedzmy, "ideowo").
dzis w polsce wspinaczy, lub raczej: "wspinaczy" jest kilka milionow, a scianek nie zliczysz - prawie w kazdej szkole stoi.
juz kilkanascie lat temu, jak chodzilem jeszcze na stary renisport w krk, gdy przychodzilismy z kumplem i wycigalismy line i sie wiazalismy, zeby loic po suficie tam i nazad, to patrzyli na nas jak na kosmitow - bo zdecydowana wiekszosc to byly grupki korpowspinaczy pod nadzorem dobrze zarabiajacego instruktora, machajace pajacyki przez 3 kwadranse, potem dwa-trzy obwody nad materacami i do domu. zapotrzebowanie na odreagowanie niewolnictwa.
wiekszosc z nich nie ma pojecia, co to jest i do czego sluzy zwykle atc, nie mowiac o tak istotnych sprawach jak wspolczynnik odpadniecia czy sila graniczna liny. wystarczaja im kolorowe wdzianka i markowe buty. a ze jest latwosc pojscia na scianke i machniecia paru pajacykow, ktore potem mozna wrzucic na fejsa, to juz jest fejm.
ale jak mawia kumpel - zima to jest to, co odroznia mezczyzn od malych chlopow :mrgreen:
problem nie lezy w tym, ze bardzo sie napinamy, tylko w tym, czy to w pewnych sytuacjach ma sens.
pomijam juz, ze czlowiek zajety ograniczeniami wlasnego organizmu nie zwraca uwagi na to, co sie dzieje wokol - i latwiej nim manipulowac.
cos jak temat zastepczy typu aborcja.
Cytując agenta Smitha, gdy przesłuchiwał Morfeusza: "podzielę się z Kolegami pewną obserwacją".
Zauważyłem, że powstała pewna, liczna i silna w swojej bańce, grupa ludzi, którzy są przekonani, że pierwszy homo sapiens urodził się mniej więcej w 1983 roku (co do dokładnej daty uczeni są podzieleni), a przedtem istniały tylko dwie epoki w dziejach ludzkości: PRL i Wiek Dinozaurów. Mityczna Irena Szewińska zdobywała swoje medale w dżinsach, podobnie jak jacyś Hilary i Tenzing na Mt. Evereście. Zresztą ich istnienie jest wątpliwe tak samo jak lądowanie ludzi na Księżycu, no bo nie da się tego zrobić, używając suwaków logarytmicznych. Zaś (sztucznie) inteligentny bóg Termomix ujarzmił ogień i nauczył ludzi gotować. Bogowie tacy jak Einstein, Skłodowska-Curie czy Kopernik zasiadają na Olimpie, a w ogóle to jakieś mity.
Internet to niezmierzone źródło ciekawych obserwacji socjologicznych, psychologicznych, a nawet psychiatrycznych, nie wyłączając technicznych forów o sprzęcie.
tez mam jeszcze jedna obserwacje.
skoro obecny przecietny dorosly kowalski dopiero w wieku srednim zaczyna nasladowac szurkowskiego (czy tez inna szewinska), gdy nasze bumerskie pokolenie robilo to juz za dzieciaka, to mam takie wrazenie, ze to obecne pokolenie zatrzymalo sie w rozwoju psychicznym wlasnie na poziomie tegoz dzieciaka :mrgreen:
Mialem na mysli doslownie, ze ludzie harowali na polach, hodowali, polowali, bo bez tego nie bylo co jesc. A nie ze splacali studia czy mieszkanie.
Straszny fatalista jesteś. Ja mysle ze mlodsze pokolenie bedzie fajniejsze niz nasze i moze chociaz lepiej sie zaopiekuje planetą. Szkoda tylko ze zostawiamy im w prezencie topniejace lodowce i góry smieci. Sa bardziej otyli to fakt, ale tu jest sila mediow spolecznosciowych ze te wzorce sportowe i zywieniowe mocno sie przebijają.
no.
a dzisiaj nie haruja, w ogole :mrgreen:
moj pradziadek wlasnie tak robil w polu.
pomijajac, ze cala zime mial spokoj od roboty, to codziennie mial jeszcze fure wolnego czasu, ktory wykorzystywal na malowanie obrazkow albo konstruowanie roznych przydasiow.
dzisiejszy trzydziestoparoletni przecietniak wraca z korpo do domu, wyniszczony tak fizycznie jak i psychicznie, i nawet nie ma z kim dzieci se narobic, bo nawet jak ma, to wspolokatorka, zwana czasem partnerka, ma go w du...zym powazaniu, gdyz jest rownie albo jeszcze bardziej wykonczona i jedyne na co maja jeszcze ochote to przejrzec fejsbunia, bo wymaga tylko ruszania jednym palcem.
a mleko jest z kartonu, a nie od krowy.
a w ogole to lodowka zamawia.
takie mleko musi byc pyszne, nie ma co :mrgreen:
No, tak wiec podsumowując, pakujcie na silce zeby moc bez problemu focic waszymi rf 600/4 [emoji6]i zeby pod noga na rowerze cos bylo zebyscie nadazali za swoimi pociechami [emoji16]duzo na swiezym powietrzu, nie jedzcie smieci, i bedzie dobrze [emoji123]
https://uploads.tapatalk-cdn.com/202...2e2b744d2c.jpg
ile razy dajesz na drazku?
po 2 latach od regularnych treningow 6x. Wiem że bida ale co zrobic. W swoim primie 10 lat temu 4 serie po 10x, ale tak jak pisalem, to juz nie wroci, bardziej dbam o stawy i nie chce ich przeciążać. Do silki nie mam juz tez tej samej motywacji co kiedys. 2-3 miesiace w okresie jesien-zima i mam dosc, wole polazic z lornetka po lesie [emoji16]
no popatrz.
to ja, staruch, bez rozgrzewki robie 8-10.
na dwoch srodkowych palcach.
No popatrz. Wspinacz przyszedl pokazac ze ma wiekszego na drążku [emoji1]a co jeszcze pokazesz? A moze na kalerczce sie poscigamy i wtedy zobaczymy kto ma wiekszego, he? [emoji6]
Sorry nie chce mi sie bawic w ta dziecinade, wyroslem z tego w szkole. lecisz do ignora
nic nie skumales.
chcialem ci pokazac, ze jest spora roznica czy trenujesz cale zycie, czy zaczynajac gdzies kolo 40-tki.
i to nie ja wrzucam tutaj selfiki z silki :mrgreen:
swoja droga, strasznie to twoje pokolenie wrazliwe. powiedz cos nie tak i juz foch :mrgreen:
#Mazeno - chyba przechodzisz kryzys wieku boomera ;) . To jest trochę prześciganie się "kto ma dłuższego". Pewnie wspinacze, którzy przecierali pierwsze szlaki w latach 40-50tych ubiegłego wieku mogą powiedzieć to samo o Tobie, tj coś w stylu "po co gościowi lina? Ale amator". Z całym szacunkiem do Twoich umiejętności, ale nie można podchodzić do tego w taki sposób. To że goście wspinają się po pracy w korporacji świadczy o nich pozytywnie, a nie negatywnie. Gorzej jakby po pracy w korpo oglądali seriale na netfliksie i nie potrafili sobie nawet ugotować obiadu.
pewnie, ze przechodze, kazdy przechodzi.
tylko ja jestem z tych, co juz nie musza, a jeszcze moga :mrgreen:
tluke od paru stron tego watku, ze nie chodzi o to, ze ktos robi to, co robi, ino o powody tego.
i bezsens wiekszosci tych powodow, bo konczy sie to narzekaniem na kontuzje (patrz wyzej) i fochami z powodu ewentualnej dyskusji na ten temat (patrz wyzej).
i myslisz, z nie ogladaja netflixowych serialikow?
bez liny (solo znaczy) tez loilem, wiec nie boje sie, nie powiedza :mrgreen:
juz nie ma ocieplenia, teraz na tapecie sa "zmiany klimatu" - pojecie o wiele bardziej pojemne do manipulacji.
Jeśli zgodzimy się, że światem rządzą pieniądze i seks, to nie trzeba się specjalnie wysilać, żeby wiele zrozumieć.
To, że klimat się globalnie ociepla jest naukowym faktem i nie ma co z tym dyskutować. Ale już większość, a może nawet wszystkie ruchy wokół tego, to w prostej linii chciwość podlana odpowiednim lobbingiem. Tak sobie właśnie myślę.
Pierwszy z brzegu przykład.
Gdy jakiś tydzień temu było kilka dni ciepło, na stronie startowej przeglądarki wyskakiwało mi co dzień zdanko "Dzisiaj zostanie przekroczony rekord temperatury - najwyższa od 5-10-15 lat". Jak od kilku dni jest w okolicach zera, a dzisiaj rano nawet był szron na drzewach i miałem śnieg na samochodzie - nic, jestem niedoinformowany i nie wiem jak żyć :oops: :( :cry:. Aha - nie mieszkam na Kasprowym, lecz na Kaszubach. To i to zaczyna się na Kas...
ale za to masz w okolicy polski biegun zimna :mrgreen:
Planeta płonie- powiedziała ministra Zielińska szczękając zębami :mrgreen:
https://www.bloomberg.com/news/artic...rsens-flooding
Torrential rains across the United Arab Emirates prompted flight cancellations, forced schools to shut and brought traffic to a standstill.
The floods came after one of the worst storms in decades. The government had seeded clouds in the preceding days, though meteorologists said it was unlikely that had a significant impact on the rainfall. The UAE has been carrying out seeding operations since 2002 to address water security issues, even though the lack of drainage in many areas can trigger flooding.
przetlumacze:
sypiemy piasek w trybiki, ale to nie piasek jest przyczyna, ze nie dziala :mrgreen:
sorry, ze jedna pod druga, ale juz za pozno na edycje.
rzeczywiscie planeta plonie, tylko nie w europie, a w indiach.
jedna nocka pod delhi i szlag trafil cala europejska niskoemisyjnosc:
https://www.indiatoday.in/cities/del...933-2024-04-21
choc i u nas tez troche plonie:
https://www.farmer.pl/produkcja-rosl...mi,145082.html
nie wiem czy sie smiac czy plakac.
chyba se kupie e-hulajnoge na pocieszenie.
a nie, czekaj, one tez sie pala:
https://wakcji.pl/pozar-hali-magazyn...i-elektryczne/
Taką reklamę widziałem na mieście: "Bądź Eko, kup rower elektryczny" :)
rowery, zmiany klimatu, planeta plonie to pikus.
nawet robaki zamiast karkowki z grilla to pikus.
lubicie strzelic browaka?
no to smacznego:
https://www.independent.co.uk/indepe...-b2088993.html
Climate change: Could beer made from urine help water shortages?
:mrgreen: