Co mnie totalnie odrzucilo od Aperture to idiotyczna koncepcja
"Library" podobna do iPhoto. Dla tych, ktorzy nie wiedza o co chodzi:
zdjecia sa kopiowane do jednego podkatalogu i praktycznie nie mamy
wplywu na to, co sie w nim dzieje. Nie mozemy go tez latwo przeniesc
w inne miejsce. Czyli jesli juz masz zdjecia na dysku, to Aperture
je wszystkie zduplikuje.
Lightroom robi cos podobnego. Tworzy swoja library i nie mozna jej
nigdzie przeniesc. Oba programy zakladaja, ze robisz zdjecia, podpinasz
karte i pozwalasz programowi obsluzyc wszystko.
To jakies totalne nieporozumienie. Ja np kopiuje wszystko do stworzonego
przeze mnie katalogu, przegladam na szybko najszybsza przegladarka,
jaka mam - Photo Mechanic - i dalej robie co chce w tym katalogu.
Capture One idealnie wspolpracuje z ta koncepcja. Tworzy swoja
sesje i podkatalogi, ale nie kopiuje tam zdjec, tylko swoje setupy
i wyrenderowane finalne zdjecia. Moge sesje usunac z listy, ale moge tez
w kazdej chwili sesje przywolac z powrotem, nawet, gdybym ja przeniosl
w inne miejsce. Dlaczego Apple ani teraz Adobe nie moze
w ten najprostszy i najlepszy sposob tego samego robic?
Co do jakosci konwersji, to jak wiadomo Aperture jest nieporozumieniem
a Lightroom to ACR.
Nadal Capture One bije oba.