Oczywiście kursy podstaw też mogą być pożyteczne ale wówczas muszą być dłuższe niż dwa dni. Przyzwoity kurs czegokolwiek to 8 - 10 weekendów.
Wersja do druku
Oczywiście kursy podstaw też mogą być pożyteczne ale wówczas muszą być dłuższe niż dwa dni. Przyzwoity kurs czegokolwiek to 8 - 10 weekendów.
tylko pomyśl ile taki 8-10 dniowy kurs musiałby kosztować . Zakładamy oczywiście że prowadzi ten kurs fotograf z top danej dziedziny a nie ktoś kto ma studio od miesiąca i kombinuje jak na tym interesie zarobić. Otóż Ci najlepsi wyceniają /i słusznie/ swoją wiedzę na tyle wysoko że 8 -10 dniowy kurs u takiego fotografa doprowadziłby kursanta do ogłoszenia bankructwa albo rat rozłozonych na 30 lat.
poprostu realia PL rynku. jeszcze nie dorośliśmy do porządnych 10 dniowych warsztatów. Ale i na to przyjdzie czas. pewnie zwiastunem czegoś w tym stylu są fotoekspedycje Nikona. Ile kosztują każdy wie i to własnie jest półka cenowa owych 10 dniowych kursów.
Zapominamy o jednej, prozaicznej wydawałoby sie sprawie. Otóż:
Kursy często pomagają przekroczyć pewną mentalną barierę. Chyba każdy wczesniej czy poźniej popada w stagnację na swojej fotograficznej drodze. potrzebny jest bodzieć aby ruszyć do przodu, wzbogacić warsztat o nowe techniki i tricki. Dla niektórych takim bodźcem jest zakup nowego szkła czy puszki /czasem wręcz zmiana systemu/ ;-) a dla innych własnie np 2 dniowy kurs, który pokaze jak pracuje ktoś inny. Bywa że na całym kursie podpatrzymy jeden trick który wniesie wiele nowego do naszych prac. Więc w/g mnie warto.
Problemem jest może tylko to że wiekszość kursów wbrew temu co napisane jest kierowane do początkujących fotografów który dopiero wdrazaja sie w dany temat. Z jednej strony to słuszne bo oni najbardziej tej wiedzy potrzebują. z drugiej strony słaba jest oferta dla powiedzmy średnio-zaawansowanego fotoamatora. Coś jakby owe fotoekspedycje tylko bardziej dostosowane do polskich realiów.
Moj kolega prowadzi wlasnie takie kursy kilkutygodniowe (calosc trwa 10 tygodni). Sam jest podroznikiem wiec o fotografii opowiada w aspekcie fotografii podrozniczo-krajobrazowej, czyli takiej ktora uprawiac moze kazdy, bo trzeba do tego jedynie aparatu.
Zglaszaja sie do niego ludzie ktorzy dopiero zaczynaja zabawe z fotografia i wlasnie kupili, lub dopiero maja zamiar kupic lustrzanke. W czasie kursu dostaja 'prace domowe' ktore maja zrealizowac samodzielnie, a nastepnia zostaja omowione na spotkaniu. Sa tez dwa calodniowe plenery gdzie teorie mozna przelozyc na praktyke. Na koniec organizuje on swoim kursantom maly wernisaz ich prac w jakims osrodku kultury lub miejscu zblizonym.
Na brak chetnych nie narzeka, a cena zdaje sie jest taka sama jak w przypadku tych 2-dniowych 'kursow'.
Miałem podobne spostrzeżenia kiedyś na ślubie znajomych, fotograf zrobił stosunkowo ładne zdjęcia z sesji ślubnej (photoshop itp., znane ustawienia i kompozycje podejrzewam) natomiast zdjecia z reportażu ślubnego były jak robione słabym kompaktem przez przypadkowych gości (zupełnie niewykadrowane, nieostre). Sam bym się wstydził takie zdjecia pokazać znajomym, a fotograf za to brał pieniądze...
Kurs dla początkujących wcale nie muszą prowadzić super gwiazdy. a co do 10 tygodniowych kursów, to myślę że można z nich dużo wynieść, ale trzeba pracować. Ukończyłem podobny, ale trwający 2 lata (40 weekendów) i dopiero pojąłem jak daleka droga przede mną:) Wśród kursantów było sporo osób które zajmowały się już fotografią zawodowo ale potrzebowały papierka, jak również ci, którzy kupili "wczoraj" lustrzankę (jeden świecił 1DsMKll)- zrezygnowali po paru tygodniach.
Kurs obejmował również kilka godzin z photoshopem i chociaż uważałem się w tej sprawie za dość zaawansowanego amatora (przed fotografią zajmowałem się trochę grafiką 3D, digital painting, layouty webowe itp.) ale po pierwszej godzinie usprawniłem swój workflow co najmniej dwukrotnie. Do najważniejszych zmian zaliczam: obsługę skrótów, edycję całkowicie na warstwach, akcje.
Obecnie nie wyobrażam sobie pracy bez tych elementów.
Otóż to, tylko czy dla samego podpatrywania konkurencji warto wydać te kilkaset złotych? Myślę, że nie. I nie ma tu znaczenia, że kurs organizuje ktoś znany, nawet o wielkich umiejętnościach - W ciągu dwóch dni wymierne korzyści odnosi tak naprawdę tylko jedna strona - ta, która na tym robi kasę...Cytat:
Nikt nas nie nauczy na takim kursie lepszego kadrowania, sterowania blyskiem czy zmieni sposob postrzegania swiata.
Na pewno wyniesie z niego wiecej niz żółtodziob. Jesli potrafi wyciagac wnioski oraz mysli kreatywnie to to czego nauczyla sie na kursie bedzie dalej rozwijane w celu wypracowania wlasnego warsztatu. Tzw. nieuki i osoby bez talentu zmalpuja jedynie to co zobaczyly na kursie i nigdy poza ten obszar nie wyjda -
- Czy osoba zaawansowana, posiadajaca wlasny warsztat powinna wybrac sie na kurs?
Chyba tylko po to aby podpatrzyc jak pracuje konkurencja...
Kolega sprawdzał empirycznie, czy tylko gdyba? Po takim kursie, na którym poznałem techniki obróbki, posłuchałem o tym gdzie szukać fajnych kadrów w fotografii ślubnej podpatrzyłem jak pracują zawodowcy od razu mogłem zacząć od wyższego pułapu niż gdybym do wszystkiego musiał dochodzić sam. Zbudowałem zalążek portfolio i mogłem darować sobie robienie zdjęć za darmo jako drugi fotograf. Inwestycja w warsztaty zwróciła się po pierwszym zleceniu a na ten rok mam już prawie cały kalendarz zapełniony. Właśnie rezygnuję z pracy na etacie i zamierzam utrzymywać się tylko ze zdjęć. Gdyby nie warsztaty w tym roku raczej nie było by to możliwe. Tak oto zostałem zrobiony w przysłowiowego, no, wiadomo co, przez pazernych fotografów łasych na kasę.
Wtedy trzeba uwazac, zeby woda sodowa do glowy nie uderzyla i na zdjecia psiej kupy nie mowic ze to artyzm :mrgreen: