Ja wczoraj oglądając niedawne fotki z 50D znalazłem ewidentny bardzo jasny pixel widoczny nawet przy krótkich czasach na ISO 100. Szczególnie mnie to nie zmartwiło, bo po przeskalowaniu (a także w SRAW1) wada nie była widoczna. Jednak na wielu forach w takiej sytuacji radzono założyć dekiel na body oraz przełączyć aparat w tryb czyszczenia matrycy i pozostawić na kilkadziesiąt sekund (a następnie wyłączyć). Traktowałem to niezbyt poważnie, ale z ciekawości zrobiłem "zdjęcie dekla" ;) w RAW przed i po tej operacji. Świecący pixel zniknął! Pozostał natomiast jeden czerwony, który miał jasność ponad 5 razy niższą i był widoczny jedynie przy długich czasach. A teraz małe podsumowanie bazujące na tym co znalazłem na innych forach:
- na pewno działa to równiez w 40D (i być może w innych modelach) - jest dużo pozytywnych relacji,
- zwykle znikają tylko ewidentne "hoty"; mniej uciążliwe pozostają,
- jak to działa nie wiadomo (albo Canon ma ukrytą funkcję mapowania uszkodzonych pikseli w trybie ręcznego czyszczenia matrycy, albo jak sugerują niektórzy, w trakcie tej operacji następuje rozładowanie ładunków zgromadzonych na matrycy i niektóre "psedohoty" znikają),
- podobno nie trzeba zakładać dekla na body - wystarczy przełączenie obiektywu w tryb MF (nie sprawdzałem),
- czas, przez który trzeba pozostawić aparat w spokoju, w trybie ręcznego czyszczenia matrycy, waha się w zależności od źródła informacji od 10 do ok. 60 sekund (ja poczekałem minutę).
Jesli kogoś martwią jasne plamki na zdjęciach niech spróbuje ;)