Mieszkam 200m od autostrady A4. W tym miejscu biegnie sobie w głębokim wąwozie z dość ostrym zakrętem (jak na autostradę). I średnio raz na miesiąc mam do dyspozycji makabryczny "plener fotograficzny" w postaci kraksy . Wyobraźcie sobie, że jeszcze nigdy z tego nie skorzystałem.
Latem gość latał na golasa po rynku. Sytuacja była i komiczna i groteskowa. Reakcje ludzi wymarzone do zrobienia serii na wystawę. I co? Aparat w bagażniku na parkingu 20minut od centrum.
I jeszcze jedna ze straconych okazji. Babeczka tłucze torebką takiego robokopa ze straży miejskiej. Ponoć założyli jej blokadę na koła, a ona tego nie zauważyła, wsiadła do auta i chciała jechać. Jak nadszedłem to była kulminacja, a świadkowie prawie się ze śmiechu turlali. No i co? Aparat w bagażniku.
Tak sobie myślę, że byłby ze minie niezły fotoreporter ;-) . Tylko jeszcze bym musiał nauczyć się aparat nosić ze sobą.