Też miałem na początku roku ciekawą pogadankę z proboszczem parafii, w której kuzyn robił chrzest dzieciakowi. Na moje zapytanie - masz numer do proboszcza, bo ... wypada, nie znam... itd, itp, dowiedziałem się "gość jest spoko, miły i ogólnie nie robi problemów".
Na wszelki wypadek dzwonię: Szczęść Boże itd, i zaczynam mówić o tym, że zostałem poproszony przez kuzyna o zrobienie zdjęć podczas chrztu. Chciałem też dodać, że mam papier z Kurii poświadczający odbycie kursu, alew pół zdania zostaje mi przerwane solidnym monologiem a właściwie słowotokiem, na zasadzie: "zaraz, zaraz, proszę pana, co sobie pan wyobraża..." i ujmując ogólnie proboszcz mi opowiada, że parafia ma swojego fotografa, który robi tego typu zdjęcia, oraz zdjęcia komunijne, ślubne i różne inne i to do niego kuzyn powinien się zwrócić. Bo jak to pan sobie wyobraża, że każdy może biegać po kościele..... ble ble ble przez jakieś 2 min.
Przyznam szczerze, że po kilku nieskutecznych próbach wejścia w słowo miałem, sobie podarować w ogóle rozmowy i poprosić kuzyna aby sam pogadał ze "spoko gościem" jeżeli chce zdjęcia. Na szczęście w całej sytuacji proboszcz tak się nakręcił, że zaczął mnie uświadamiać w powadze tego zajęcia, że powołał się nawet na Kurię i "specjalne" kursy i zaświadczenia jakie są wydawane w tym celu. Ja mu odpowiadam, że mam takie, po czym następuje krótka cisza konsternacji i pytanie proboszcza - to czemu Pan od razu nie powiedział. Mówię, że nie dostałem możliwości aby to powiedzieć. ??? znowu krótka konsternacja i odpowiedź: "i tak powinni przyjść do mojego fotografa."
Zakładam, że gdyby o zaświadczeniu dowiedział się na wstępie, to usłyszałbym wywód dla czego to powinien być ten wybrany, a tak to sam się zapędził w ślepy zaułek, z którego głupio mu się było wycofać bo musiałby z gęby zrobić cholewę
Obawiałem się jeszcze o samą mszę, że będzie pamiętliwy, ale na szczęście wszystko spokojnie się odbyło.