Zaletą wyboru lustrzanki jest to, że janhalb ma sześćdziesiątkę i szklarnię do niej. Nie wiemy jaką, bo w stopce się nie chwali, ale jakieś szkła posiada. Większość userów lustrzanek mających jakieś doświadczenie posiada w swojej szklarni choć jedną jasną stałkę. Zakładam więc, że kit na własność mu wystarczy, a jak zapragnie dziewczynie z klasy portret zrobić, to pożyczy szkiełko od ojca. Ja myślę, że nie jest potrzebny x30 zoom, filmy full HD, wifi, gps, tylko prosty aparat z wymienną optyką, żeby zobaczyć jak to działa (migawka, przysłona, sensor, matówka), poznać empirycznie i zrozumieć zależności między otworem względnym czasem naświetlania i czułością matrycy, móc patrzeć na focony motyw przez celownik, a nie w "trybie zombie", jak ktoś tu napisał, i nie czekać trzy sekundy od naciśnięcia migawki aż kompakt łaskawie się obudzi, wycieli, złapie ostrość i zarejestruje obraz. To mu da podstawy, które będą się przydawać całe życie i żaden srajfon do cykania selfie tego nie zapewni. No i jeszcze jedna ważna rzecz - ojciec i syn będą mogli pójśc razem na plener, wspólnie pofocić. Będzie jedna nic więcej między ojcem a synem. A to ważne, bo 13 lat to jest początek tego głupiego, gimnazjalnego wieku, kiedy najważniejsi są koledzy, a to co mówią starzy to straszna siara i w ogóle. Takie wspólne hobby może się bardzo przydać, bo może zbliżyć ojca i syna w chwili, kiedy dochodzące do głosu hormony i wpływ grupy rówieśniczej, wspierane niechcący przez obecny system edukacji "po reformie" raczej ich od siebie oddalają.
Do takiego rozwiązania, czyli taniej prostej używanej lustrzanki ja się skłaniam i jak moje miśki podrosną, a dalej będą chciały focić (na razie mają ciągoty do mojego 60D i umieją nim zrobić w miarę sensowne zdjęcie, co w wieku niespełna 7 lat nie przestaje mnie dziwić), to za czymś takim sam się będę wtedy rozglądał. Chyba że odziedziczą moje 60D, bo to za parę lat będzie.