Wybaczcie że nawaliłem taki ciąg postów.
Wziąłem się za 135mm, fajny obiektyw, ale nie mogłem znieść ciężko chodzącej przysłony, była czymś uwalona, ale nie była to gruba warstwa. Postanowiłem się tam dostać, zdemontowałem mniej więcej tak jak w poradniku, listki umyłem benzyną ekstrakcyjna (gwinty i pierścienie też), natomiast w momencie w którym przyszło złożyć przysłonę rozpętało się piekło, 15 listków, składałem chyba kilka godzin, powiem tylko tyle, że nie była jakoś masakrycznie umorusana, więc samo nasmarowanie pierścieni może by starczyło (albo tylko przetarcie jej po stosunkowo prostym demontażu soczewek).
Oczywiście na nowym smarze lepiej się używa, ale do tego nie trzeba ani demontować soczewek ani dotykać nawet przysłony.
Co do straszenia że przestanie ostrzyć na nieskończoność, jeśli odległości mniej więcej zgadzają się z naniesioną podziałką, to jest ok? Obiektyw już fabrycznie miał naniesione jakieś kreski i starałem się złożyć według nich, no ale w ferworze walki mogłem coś pominąć (jak chociażby dorobienie swoich oznaczeń przy każdym kroku i liczenie obrotów).