kask nie jest wymagany nigdzie.
owszem, dobrze go miec na lbie, ale bez przesady.
zauwazylem, ze zaczyna byc swego rodzaju lansem (jak kiedys przypinanie karabikna do plecaka, chocbys w zyciu sie nie wspinal, kazdy normalny wspinacz wie, ze szpej na plecaku to bucuwa). ostatnio widzialem goscia idacego po rakoniu w kasku. rakon, taki plaski pagor w zachodnich tatrach. w ogole koles byl piekny i kolorowy. nie wnikalem w umiejetnosci. ale kask mial na glowie.
co do dzieciakow.
moje nastarsze dziecko, gdy mialo 8 lat, robilo przejscia na poludniowej scianie zamarlej turni, na polnocnej mnicha i kilka innych. ot takie, kursowe drogi typu lewe wrzesniaki (zt), komarniccy (zt), orlowski (m), klasyczna (m), tatus kazal
oczywiscie procz niej dwoch nas bylo do "opieki".
nie kazal, zartuje. po prostu tak poszlo. chodzila na sztuczna scianke ze mna, zlazila wszystkie niemal szlaki w tatrach polskich, przyszla pora i na wspinanie. nie jakies ekstremy, zwykle kursowe drogi, ale mimo wszystko wspinanie. kolejne dzieciaki juz tak "ostro" nie poszly w slady najstarszej, ot zwykla tatrzanska turystyka typu orla perc itp., zreszta najstarsza tez juz dawno odpuscila. no i dobrze. nic na sile.
jesli idzie o lek wysokosci - gdy mowimy o takim panicznym, to i owszem, nie ma co sie brac za gory. ale jesli mowimy o calkowitym leku wysokosci, to przegiecie w druga strone, szybka droga do samobojstwa. ja taki normalny lek tez mam. przyklladowo - robilem duzo na linach w zyciu, prace wysokosciowe znaczy, maszty, wieze itp. taki normalny lek najczesciej objawia sie w momencie gdy "wychodzisz" z konstrukcji w powietrze. dopoki stoisz, jest wpyte, jak juz wisisz tez jest wpyte, ale jest moment, kiedy opuszczasz jedna przestrzen i wchodzi w druga. trzy raz zawsze sprawdzam caly szpej wokol siebie.