tez (prawie) tak mam - tez nie trzymam rawow, jedynie z najwazniejszych wloczeg (tych rzeczywiscie najwazniejszych, np. pamir zostaje, ale tatry wywalam w calosci), i to tak bardziej "ze strachu", ze jak cos zginie (tu troche moze irracjonalnie, bo zdjecia mam w kilku kopiach na roznych dyskach) albo przeocze jakis blad w stylu syfy na matrycy. ale takie codzienne foty to wywoluje i od razu wywalam rawy. "znakow" tez nie usuwam, czasem tylko wlasnie jakis przypadkowy smiec w trawie, ale i tak sie staram usunac go in situ, zanim wcisne spust migawki.
moze to kwestia pozostalosci podejscia do fotografowania po "analogu" - prawie cale zycie glownie slajdy trzaskalem (procz okresu poczatkowego, gdy cz-b i pierwsze kolorowe negatywy). co pstryklem, to pstryklem i nie ma co za bardzo ingerowac. suwaczkow oczywiscie uzywam, ale zbytnie przepieszczenie zdjecia prowadzi do nienaturalnego efekciarstwa, np. fotografii typu nienartowicz niezbyt trawie. owszem - czasem sie zdarza pojsc w te strone, ale litosci - nie na kazdej focie. czesto prowadzi to niemal do efektu podobnego jak mozna znalezc na fotostockach - swiatlo z tylu, slonce z przodu. nawet w filmach tak robia. bueeee.
obejrzyjcie se szkice do wielkich dziel malarstwa - sa o wiele lepsze niz wystawiane po galeriach swiata "oryginaly". poprawianie tylko je niszczy. pierwsze ruchy pedzla sa najlepsze.
wiec i taki zbyt dopieszczony fotoseks przestaje byc przyjemny.
![]()