mystek:
3:30 - otototo.
mnie cieszy taki skanalizowany ruch (np. na giewont czy na rysy), bo dzieki temu sa inne okolice, gdzie nie spotkasz nikogo. niech se siedza na tych krupowkach i chocby nawet wielotysieczne tlumy, jesli sa tam, to nie ma ich np. w gornych pietrach czarnej jaworowej (i tak nie wiedza gdzie to).
nota bene nigdy nie bylem na giewoncie szlakiem. tzn. owszem, z reguly szlakiem wracalem ze wspinu na polnocnej scianie (to ta, co ja widac z zakopca), i tylko w zimie, bo tylko w zimie sie da tam wspinac (specyficzne warunki zmrozonych trawek, zachowujacych sie jak kruchy lod). wiem, to tez nielegalne, a obecnie juz w ogole nie bardzo sie da, bo tatry to zaglebie fotokomorek. (najglupsze jest tlumaczenie tpn-u, dlaczego od lat jest zakaz wspinania na polnocnej giewontu - ze wzgledu na gniazdowanie orlow. W ZIMIE?).
ale szlakiem na giewont - nie dostapilem zaszczytu "zdobywcy najwyzszej gory swiata".
a tak wyglada to po mojemu:
/na foto sp. wojtek kozub, droga to tzw. komin flacha, na gorze widac krzyz na lewo od tzw. brewki/
i spoko, kazdy kiedys byl swiezakiem, nawet mazeniak hehe
jak mialbym dzisiaj zdawac jakis egzamin z topografii tatrzanskiej to bym nie zdal, bo nie pamietam wszystkich nazw, a czesci tatr w ogole nie znam (np. szeroko pojetych okolic krywania), tylko orientacyjnie. dlugich wycieczek tez od razu nie robilem, a teraz juz nie te lata i musze sie skracac. kiedys mialem srednia po gorach typu beskidy (z duzym, co najmniej kilkunastokilogramowym plecakiem) 33km dziennie latem, 24km zima i moglem robic akcje typu 26 godzin wspinania non-stop plus dojscie pod sciane i powrot po kilka godzin (w sumie kolo 40-tu godzin na nogach), w zimie teraz to na wycieczkach latem mam najwyzej 24km, najwyzej...
i tu podziwiam moja corcie, co od strzala zrobila te ostatnioponiedzialkowa traske ze mna. 22km i 2km w gore i 2km w dol to nie przelewki dla kogos, kto na codzien nie lazi tyle.
a tu "nasza" koza:
dobra, juz ci nie zasmiecam watku.