Pewnie to nie miejsce na wynurzenia i zaraz ktoś z moderatorów nas stad przegoni, ale ...
Nie ma innego wyjścia, tylko własna ciemnia daje możliwość perfekcyjnego opanowania negatywu jako takiego i całej obróbki z tym związanej. I nie jest to dziś sprawa tania niestety, stąd od kilku lat nie utrzymuję ciemni, ani nie bawię się z analogami.
Całe szczęście, że nie wszyscy - taką mam nadzieję.
Ja też nie. Wystarczyła zwykła lustrzanka, dobre szkła i dobre negatywy odpowiednio obrabiane. Analoga z AF em używałem bardzo krótko - czy się mylił ? Pewnie tak, ale nikt wtedy nie oglądał pojedynczych pikseli na ekranie, a gotowy obraz. Nikt nie oczekiwał takich wyników jak z cyfrowego FF. Nikt nie znał kiedyś cyfrowego obrazka, więc i frustracji z tego powodu nie było. A swoją drogą nie było nic lepszego ponad jasną matówkę z klinem i pierścieniem mikropryzmatów. BF czy FF były raczej wynikiem dnia poprzedniego u niektórych.
Co do mechanizmów - pomyśl, że stare Leiki i Hsele czy Rolleifleksy chodzą do dziś. Nikt nie łomotał fotek tysiącami, nawet fotoreporterzy.
Co do pomiaru światła - używałem wyłącznie sprzętu z pomiarem centralnie ważonym plus zewnętrznego światłomierza (padające i punktowe). Nie było problemu, tym bardziej, że negatyw był trochę bardziej wybaczający niż cyfra (choć czy ja wiem - starałem się o precyzyjny pomiar).
Czy szkoda kliszy na błędy??? Fotografia analogowa i cyfrowa to dwie różne wbrew pozorom dyscypliny. Analog zmusza do większej dokładności przed zrobieniem zdjęcia jeśli nie chce się pójść z torbami. Cyfra pozwala na bieżąco oceniać obrazek, ale czasem powoduje bezmyślność.
Akurat ja uczyłem się analoga przed 40 laty i moje nawyki w tym względzie niewiele się zmieniły choć, mimo wielkiego sentymentu do negatywu, na pewno już do niego nie wrócę.
A i jeszcze jedno - powiększenie 9/13 to tak jakby dziś oglądać zdjęcia na malutkim tableciku.