Niedawno byłem na mszy, na której było chrzczonych na raz 14 dzieci (rekord parafii w tym roku), fotografów było z 10, zdjęć nie widziałem oczywiście, ale różnice w sposobie pracy były gigantyczne. Jedni nie zważali na nikogo i na nic wchodząc przed obiektyw innym fotografom, pod pachę księdzu, rozbijając
się o innych rodziców. Inni gubili się, ale przynajmniej nikomu nie przeszkadzali - miny mięli nie tęgie, musieli srogo kląć w myślach tych pierwszych. Ale było dwóch takich, co potrafili doskonale przewidzieć sytuację dzięki temu w odpowiednim czasie znajdowali się w odpowiednim miejscu, nikomu przy tym nie przeszkadzali, a i szkła zmieniali w trakcie.