Pytanie w temacie wydaje się być idiotyczne. A może nie?...
Kiedy robiłem zdjęcia 400D, używałem jakiegoś kompletnie badziewnego filtru polaryzacyjnego (chińszczyzna, bodaj "MASSA" czy cóś w tem guście). Szmelc z Allegro za 30 czy 40 zł. A jednak efekty stosowania tego filtra były całkiem przyzwoite - zarówno jeśli chodzi o odbicia (woda, szkło), jak o niebo (chmury).
Teraz z moim 60D do C EF-S 18-135 IS używam filtru Marumi - jasne, nie z najwyższej półki, ale jednak pięciokrotnie droższego. I jestem nieco zawiedziony...
Jeśli chodzi o odbicia - jest OK, tu nie mam większych zastrzeżeń. Ale niebo... Nędza. "Massa" za 30 zł "wycinała" chmury artystycznie: obrót o 90 stopni sprawiał, że była wyraźna, ostra różnica (ciemnoniebieskie niebo / białe chmury, jasne niebo / szare chmury). A tutaj? Różnica jest naprawdę niewielka, obrazek różni się głównie (takie mam wrażenie) temperaturą barw, ale nie ma tak wyraźnego, ostrego "wycinania" chmur.
O co może chodzić? Czy po prostu nie trafiłem na filtr odpowiedni to tego, konkretnego obiektywu? Czy może filtr inaczej (?) działa na obiektywie o mniejszej średnicy (bo "kit" z 400D miał 58 mm, a 18-135 ma 67 mm)?
Wiem, że pierwsza odpowiedź jaka się Fachowcom nasuwa brzmi: "Marumi to też szmelc, kup... (tu propozycje) to będzie lepiej". Ale w 400D właśnie nędzny szmelc za trzy dychy działał wyraźnie lepiej!
Ma ktoś jakiś pomysł?...