Mimo opinii, iż zdjęcie powinno się bronić samo, tej niesamowicie ciężkiej pracy należy się choćby kilka słów głębszego komentarza...


Każdego dnia pracownicy kopalni dokonują rzeczy w moim przekonaniu niemal niemożliwych. Pokonują trasę ok 4km w jedną stronę, z czego niemal kilometr to wysokogórska, mordercza droga ze szczytu krateru na jego dno, do kopalni nad brzegiem kwasowego jeziora.
Praca w warunkach tam panujących odbiega od jakichkolwiek zasad, norm o jakich większość ludzi ma wyobrażenie. W otaczających, wszechobecnych oparach siarkowodoru i wypalającym skórę na ciele kwasie siarkowym pod stopami, dokonują rzeczy niewiarygodnych. Bez jakichkolwiek ochrony i zabezpieczenia, wyrywają gołymi rękoma siarkowe bryły tworzące się z wyciekającej, kwasowej "lawy". Za zabezpieczenie dróg oddechowych służy wetknięta w usta szmata. Żadnych okularów, na nogach często zwykłe klapeczki. Czyhają na cenne sekundy, kiedy to wiatr skieruje toksyczne, duszące opary w inną stronę. Zdarza się to jednak na tyle rzadko, że są zmuszeni do wdychania oparów, których oddziaływania na organizm nie wyobrażałem sobie do chwili, gdy nie stanąłem między nimi. Każdy z pewnością pamięta szkolne doświadczenia na chemii i delikatny powiew kwasu siarkowego z menzurki. W Ijen to codzienność...
W momencie, gdy wiatr zmienia kierunek i dopadają nas opary, robi się ciemno, nie widać niczego dookoła a organizm odmawia posłuszeństwa w ułamek sekundy. Oczy same się zaciskają, krtań blokuje nie pozwalając na dopływ choćby odrobiny tlenu, wydzielina z trawiącego kwasem nosa leci jak z kranu a wymioty pojawiają się jak na zawołanie. Pojawia się wszechogarniająca panika, nie wiadomo co robić, gdzie uciekać...
Największy jednak podziw wzbudza droga powrotna, już z załadowanymi do pełna koszami. Każdy z pracowników dźwiga na swoich barkach ok 80 kg !! Wydawało mi się, że jestem silnym, sprawnym facetem. Tak, wydawało mi się... nie wyobrażam sobie wspinaczki trasą jak na polskie Rysy, w japonkach czy przydużych kaloszach, z 80 kilogramowym koszem na barkach. Bez mrugnięcia okiem dokonują tego ludzie połowę mniejsi od nas i to dwukrotnie w ciągu dnia. Dodatkowo wielu z nich ma potwornie zdeformowane barki od potwornych, długotrwałych przeciążeń. Wielu z nich umiera na choroby płuc...
Za pokonanie trasy i powrót z wyładowanymi po brzegi koszami pracownicy otrzymują ok 50.000 rupii, czyli ok 16 polskich złotych. Po pokonaniu dwukrotnie w ciągu dnia tej trasy są bogatsi o całe 32zł... chapeaux bas !