Latam do Japonii co półtora-dwa lata, pierwszy raz bylem w 1999 roku, a ostatnio w tym roku. O ile mogłem zauważyć, społeczeństwo japońskie zbiedniało, ale naprawdę nie widać komisu na każdym rogu, wręcz przeciwnie trzeba mocno poszukać by znaleźć jakikolwiek komis z elektroniką. Nie to, że ich nie ma, bywają, ale nawet jak się znajdzie to wybór jest bardzo mały, a ceny niezachęcające. Żonie zaraz po przyjeździe do Japonii zepsuł się aparat i chcieliśmy coś kupić (jakiś najprostszy model, bo i tak nieczęsto robi zdjęcia). Na początku chcieliśmy ten aparat naprawić, ale stwierdzono, że naprawa będzie kosztowała conajmniej 14000 jenów i potrwa conajmniej 3 tygodnie, więc daliśmy sobie spokój. Chodziliśmy po różnych sklepach w kilku były nawet półki z rzeczami w komisie. Znaleźliśmy, prawie identyczny model , kosztowal 12000 jenów. W tym samym sklepie nowszy model (nie używany) kosztował 14800 jenów, ale jak się oddało stary aparat (nawet niedziałający) to się dostawało zniżkę o 3000 jenów. Czyli za nowy aparat z pięcioletnią gwarancją zapłaciliśmy taniej niż za model w komisie i taniej niż za naprawę starego. Czyli na zdrowy chłopski rozum po co kupować coś używanego, jak można kupić coś nowego? Oczywiście to świadczy albo o drożyźnie w komisach, albo o tanich cenach w sklepach.
Elektronika starzeje się w takim tempie, że nie sądze by (akurat w Japonii), wprowadzenie ograniczenia, że nie można sprzedawać elektroniki starszej niż 5 lat spowodowało jakieś wielkie zamieszanie. Zresztą w przypadku samochodów jest już coś takiego, co prawda nie ma zakazu sprzedaży, ale jak się kupuje starszy samochód z drugiej ręki to trzeba zapłacić jakieś opłaty/podatki/itd. że się to nie opłaca (to też pewnie z powodu lobby motoryzacyjnego), więc sprzedają używane samochody do Rosji.