Zaczynam poważnie myśleć o tym, że życie Tobie nie miłe. Syrię sobie odpuść. Leć do Kenii. Tylko najpierw naucz się*troszkę Kiswahili, bo jak chcesz liczyć na tłumaczy, to ciężko będzie Tobie cokolwiek samemu osiągnąć. W Nairobi gadają po angielsku, ale tylko dlatego że muszą. Jak będziesz gadać w ich języku to wszystko będzie prostsze i TAŃSZE. Kontakty z misjami są spoko. Zakonnice, czy księża bardzo potrafią pomóc. W samym sercu Kibera jest sierociniec Matek Miłosierdzia. Tam jest siostra, która jest polką, do tego zajmuje się*w zgromadzeniu i tej misji kontaktami z kenijskim rządem. Tam w sierocińcu nie zrobisz zdjęć - zapomnij od razu. Byłem pierwszym i jedynym z powodu pewnego projektu związanego z włoską fundacją.
Jak chcesz posmakować ciężkich tematów to z Nairobi wybierz się*do Garissy. Podróż będzie trwała cały dzień pomimo że to nieco ponad 400km. W Garissa przenocuj i następnego dnia udaj się*do Daadab - największy obóz uchodźców na świecie. Tylko pamiętaj żeby nie żerować jak hiena. Nie zaczynaj od zdjęć. Zacznij od kontaktów z lekarzami, osobami z NGO, UNHCR.

No nic - powodzenia!