Ale dlaczego nowiny, dlaczego prawdy objawionej, dlaczego wmawiać? Jeśli spojrzeć historycznie, to pierwsze aparaty nie miały lustra, a obraz kadrowało się na ekraniku w tylnej części aparatu, zwanym wówczas matówką. Aparaty były wielkie, ciężkie, wymagały statywu i nieprzepuszczalnej dla światła płachty do nastawienia ostrości. W kolejnym kroku nastąpiła miniaturyzacja, filmy w rolach, aparaty średnioformatowe, następnie filmy w kasetkach i aparaty małoobrazkowe, bardziej przystępne, tańsze, mniejsze. Wprowadzenie lustra było takim technicznym kompromisem, dzięki któremu aparat można było trzymać w ręku, kadrować obraz który faktycznie zostanie rzucony na film (nie obarczony błędem paralaksy), a do ostrzenia nie trzeba było nosić ze sobą koca. Teraz ewolucja wykonuje kolejny krok i powoli wypiera lustra, które znowu przestają być potrzebne - bo na wyświetlaczu LCD z tyłu lub w celowniku jest obraz prosto z matrycy. W pewnym sensie jest to powrót do korzeni, przy czym zamiast szklanej matówki formatu 4x5 czy 8x10 mamy dwie matryce - jedną światłoczułą, drugą ciekłokrystaliczną. To co napisał Hogan, czy to o czym wspomina od czasu do czasu Johnston (lub inne osoby piszące na jego blogu), to prosta obserwacja, że technika fotograficzna dokonuje właśnie kolejnej istotnej przemiany, a nie kazanie dla ludzi, że mają koniecznie iść w stronę bezlusterkowców :-)