Podzielę się swoimi przeżyciami sobotnio-niedzielnymi, po których skoczyło mi ciśnienie na maxa :-(
Miałem przyjemność brać udział w niewielkiej imprezce taneczno-alkoholowej na którą oczywiście wzięłem swojego "trabanta" i 420ex.
Organizatorka miała Canona 300V i również 420ex, która stała się bohaterką impry ;-)
A teraz meritum całego zajścia... około 4 rano jak już się spakowałem do domciu, nieszczęśliwie zawadziłem o pasek 300V (leżącego sobie beztrosko na osłonie grzejnika), że całość walnęła o terakotową podłogę z wysokości 1,5m :-(
Pierwszy wrażenie... jestem absolutnie trzeźwy :-)
Podniosłem sprzęt z nadzieją, że trzyma się kupy... niestety :-(
Pierwszy rzut okiem i widzę bebechy lampy, połamaną obudowę... Od razu właścicielce powiedziałem, że oddaje jej swoją lampę, a zwłoki zabrałem ze sobą.
W drodze do domu układałem już treny ku czci :-(
Niedzielnego popołudnia nabrałem odwagi i wyjęłem lampę żeby ją dokładnie obejrzeć i tu zdziwienie.
Pomimo takiego uderzenia okazało się, że puścił plastik obudowy przy dwóch wkrętach obudowy przy stopce oraz wyskoczył wtyk z gniazda złącza stopki.
Dwie minikropelki "Kropelki", wtyk w gniazdo i... działa!
Body 300V równiez działa bez zarzutu :-)
Miałem dawno temu taki przypadek z jakąś prostą lampą Minolty ale wtedy musiałem zamiatać podłogę żeby pozbierać wszystkie części ;-)