Khem - ja jako połówka zarażona fotografowaniem (jak to się przenosi?) przyznaję się bez bicia i całkiem szczerze, że nie korzystałam dotychczas z żadnej książki. Dostałam aparat w ręce i było tak:
- "Aby złapać samolot trzeba to, to, tamto i owamto. Jeśli czas taki i owaki, to siamto i plamto. Jeśli coś innego, to coś tam"
Po pewnym czasie było tak:
[ja] - "To co ja mam zrobić, aby cośtam?"
[odp] - "Aby cośtam trzeba ple ple ple"
[ja] - "Aha. Dziękuję"

W innych sytuacjach: "Aby zdjęcie było nieprzepalone, trzeba ...."
"Aby cośtam, to cośtam" i tak jeszcze tysiąc pięćdziesiąt rad i porad dla lajkonika.
Aha - nie nalezy zapominać o rozmowach np w pociągu jak gdzieś dojeżdżaliśmy, jak zza przymkniętych oczu widziałam mojego wykładowcę, a on mówił i mówił, i mówił i w pewnym momencie padało pytanie "A ty śpisz, czy suchasz?". Jak można spać przy tym? Zamykam oczy i zaczynam widzieć Dobrego nauczyciela mam

A potem - wzięłam sama aparat i zaczęłam robić zdjęcia. Mój pierwszy samotny czas, kiedy nie śłuchałam nikogo, to był festiwal balonów. Jakoś poszło. Przeżyłam.

Oczywiście pewnie kiedyś wezmę jakąś książkę do poczytania (stoją jakieś na półce). Może przejrzę w końcu te płytki z National Geographic o robieniu zdjęć. Kiedyś na pewno się wezmę. :rolleyes:

Alem się rozpisała, ale krócej się nie dało. Nie wiem, czy pomogłam, ale moją książką do tej pory był mój współ. Dziękuję.