Nie jest to najlepsze forum, lepszego jednak nie znalazlem ; ( a z racji tematyki jest tu pewnie sporo osob zainteresowanych fotoreportazem, czesci z was rowniez reportazem, wiec moze bedziecie w stanie pomoc mi, na temat slowa pisanego.
Jestem podroznikiem (autostopowiczem) i chcialbym relacjonowac swoje przygody na blogu;
nie mam jednak pojecia o pisaniu. Czy mozecie polecic jakies materialy edukacyjne, lub moze forum bardziej odpowiednie dla mnie, gdzie ktos moglby mi pomoc?
Wklejam tez krotki fragment, ktory powinien rozjasnic co mam na mysli.
Interesuje mnie tez, czy ciekawie sie to czyta, czy moze za duzo niepotrzebnych szczegolow i lepiej skrocic to do zaledwie kilku zdan.
"Podróż zaczęła się raczej zniechęcająco, szczególnie dla koleżanki, która żadnego doświadczenia jeszcze nie miała, a początkowe niepowodzenia w pełni kreowała jej wizje tego, czym jest autostop. Ruszyliśmy w sobotę – i był to błąd. Weekend to samochody zapchane rodzinami jadącymi odwiedzić babcie, wylegiwać się na plaży, zwiedzić sąsiednie miasto - pozbawione wolnego miejsca dla autostopowicza. Bogatszy o tą wiedzę ruszyłem na dworzec autobusowy ze świadomością, że prosić o pieniądze zacznę nie pod wieża eiffla, lecz już na dworcu mego rodzinnego miasta, Zielonej Góry – co zresztą zdarzało się już wcześniej. Wizyta w Poznaniu nauczyła mnie, ze drogę wyjścia z dużych miast lepiej jest zaplanować wcześniej – jednak lubię uczyć się na bledach, a nic nie zapada w pamięci tak, jak 4 godzinny spacer w blasku słońca. Krótka przerwa na wino pod tesco dla rozluźnienia atmosfery (tu wydaje moje 5 euro, wyczerpując mój budżet podróży), spacer, i jest! Kochana wylotówka na główną drogę, niczym pustynna droga z amerykańskich filmów. Przygarniają nas zbuntowani bracia, jadący odebrać ścigacza wbrew woli ojca
. Kilkadziesiąt przejechanych kilometrów mija w milej atmosferze, zakończone dwoma kubusiami podarowanymi nam na pożegnanie (Agnieszka czaiła się na lezące z tylu drożdżówki, których niestety nie dostaliśmy; ) ). Kolejny dzień to dalszy ciąg spaceru po bezdrożach. Kanapki przygotowane przez mamę ; ) prawie zniknęły - jednak okolica bogata pola uprawne, gotowa jest oddać nam swe owoce, nie martwimy się wiec, zbierając jabłka i marchewkę, marząc o nieobecnych niestety pomidorach. Spacery, długie odpoczynki, nieudolne próby łapania stopa – i ostatecznie lądujemy na stacji w Wolsztynie. Jeden z przejezdnych zapytany o papierosa wyznaje nam, ze rzucił palenie – a następnie, odjeżdżając ze stacji, z okna jego samochodu wypada kupiona dla nas paczka fajek
. Po rozłożeniu się na trawie w końcu przydaje się urok mojej koleżanki (na który mocno liczę z nadzieja, ze będzie naszym szczęśliwym talizmanem) – podjeżdża do nas grupka 30-latkow zafascynowana oczami mej cudnej partnerki podróży."