Czy to są fotki, jak z folderów? Ostatni jestem od ubarwiania mojego świata i udoskonalania go programami graficznymi. Te fotki to kawałek mnie, moich przeżyć, moich obserwacji świata, mojego bycia tam i teraz. Powstają po jakimś procesie, a nie dzięki niemu. Ten proces odbywa się w mojej głowie, a że tam są podkręcone kolory? Nie dziwne, skoro ja cały jestem podkręcony kiedy ruszam w kolejną podróż i znajduję nowe miejsca. Czasem te miejsca znajdują mnie- jak wtedy, kiedy zjechaliśmy z asfaltu w szutrową drogę na zapomniany fragment Route 66. I jadąc ostatni zamiast złościć się na tumany kurzu, cieszyłem się jak dziecko, że jestem w środku tego zamieszania. Bo tam w środku świat jest kolorowy, magiczny i nierealny.
Nie jestem dokumentalistą, ani reporterem. Nie robię zdjęć chłodnym okiem, pozbawiony emocji, jak automat. Aby zrobić, pstryknąć kolejną Wieżę Eiffla i kolejne 1000 zdjęć z wakacji.
Jeśli są zdjęcia, to z miejsc, które mnie w jakiś sposób poruszyły, a ja staram się przekazać te emocje. Nie traktuję tego jak reklamę, prędzej jako część mojego życia, mojego myślenia o świecie, przyrodzie, o tym, co mnie otacza. Co mam szczęście przeżywać, na co zacząłem zwracać uwagę i co sprawia, że kocham to, co robię. Z każdym zdjęciem, jakie tu prezentuje związana jest jakaś chwila, która sprawia, że chce się tych chwil jeszcze więcej i więcej. Może dlatego tak dopieszczam i celebruję każde zdjęcie.. Dają mi siłę i motywację do dalszych działań..
W praktyce sprowadza się to do szukania tematów, a nie do szukania mistyki, pora więc na kilka zwykłych fotek, pokazujących codzienność a nie świat z folderów
Tym razem codzienność w chińskiej dzielnicy San Francisco, gdzie życie toczy się na ulicy. Dosłownie- starsi panowie grają w warcaby, inni ćwiczą tai chi a ja śród tego tłumu fotografuję... ptaszka. Dziwne, ale nie widzę ludzi w około, nawet tak egzotycznych i różnych ode mnie. Podziwiam chińską architekturę wśród nowoczesnych wieżowców i widzę pomnik. Dziwny pomnik, bo piętrowy. "Piramida Zwierząt" w chińskiej dzielnicy. Pierzasto- betonowe dzieło, które wyrosło na moich oczach. Wyjątkowo harmonijne i spójne. To na pewno zasługa tai chi..


--- Kolejny post ---

Idąc dalej słyszę syreny. Ulicą o typowym tutaj sporym nachyleniu frunie wóz strażacki. Przed zakrętem nawet nie zwalnia i pokonuje go z przechyłem godnym regatowej łódki. Zanim się otrząsnąłem, zniknął. Ale w przyrodzie nic nie ginie- napotykam tzw. stojak hydrantowy, który wyrasta wprost ze ściany wieżowca- rozwiązanie typowe dla Ameryki Północnej. Dzielni strażacy- halsujący w miejskiej dżungli, ten oto szczerozłoty hydrant będzie mi przypominał wasze wyczyny. Oraz zaniepokojone spojrzenie Pana w kapelusiku, czy aby nie zniknie jakaś błyskotka ze ściany???