Można konkurować:
1. 100% cena (przetargi w budżetówce - widział ktoś inne kryteria wyboru ofert?)
2. Ile pójdzie pod stołem (budżetówka, ale nie tylko) dla osoby wybierającej ofertę "najkorzystniejszą".
3. Jakością (ale to praktycznie nigdy za pierwszym razem, na jakość klient dopiero zaczyna zwracać uwagę jak się już sparzy. "Mądry Polak po szkodzie").
Z moich własnych obserwacji (w branży niefotograficznej, ale zakładam że wszędzie jest podobnie) wynika, że powolutku sytuacja się poprawia. Ale wiele lat przed nami zanim rynek raz zepsuty uda się choć częściowo naprawić...
I don't pretend to understand Brannigan's Law. I merely enforce it
Jest jeszcze jeden aspekt poruszonego tematu.
Obawiam się że podobne kalkulacje przedstawiane klientom doprowadzają do gwałtownej utraty rynku pracy dla fotografów.
Obserwując te wyliczenia nabieram przekonania że ich autorzy nobilitowali się do jakiejś unikalnej grupy superfachowców bez których - jak bez np dentysty - nijak nie da się żyć.
Owszem - są wśród nich rzeczywiście wybitni utalentowani artyści - ale porażająca większość to zwykli rzemieślnicy którzy często nie potrafią przekonać pt klienta do swoich racji i wyższości.
W dobie aparatów cyfrowych które robią w 100% (bo można "walić" aż do skutku co zresztą czynią inkryminowani rzemieślnicy) osoba postawiona za aparatem faktycznie może odgrywać mniejszą rolę!
W podanym przykładzie "sesji" zasadność przyjeżdżania co 2 dni po to by się ustawiać do zdjęcia świadczy o braku innych pomysłów - a od rzemieślnika oczekuje się chyba kreatywności również w tym kierunku?
Nic więc dziwnego że każdy - jak nie widzi sensu - zapłaci najmniej.Każdy z was - również.
Dlatego też wygrywają ocje: zrobi kolega za 1/10 ceny strzelonej przez "zawodowca" albo kupi się za część tej kasy NOWĄ "luszczankę" z VATem; w promocji i odliczy koszta a w firmie każdy znajdzie dla niej zastosowanie np pożyczając na "inwenty" a po pewnym czasie najbardziej zdolny pracownik będzie załatwiał całe zapotrzebowanie na zdjęcia w firmi - w ramach obowiązków!(to z życia)
Dopóki nie przyjdzie mu do głowy że przestał być użytkownikiem aparatu a stał się FOTOGRAFEM i coś mu się w główce poprzestawia....
Zastanawiam się na ile te proponowane tu kalkulacje są rzeczywiste a na ile - w sferze pobożnych życzeń.
W każdym razie - moim zdaniem - nie tędy droga.
Dalsza eskalacja podobnego "cenienia się" doprowadzi do totalnego olewania tzw zawodowych fotografów.
Ja wiem że koszty itp itd ale nie wyobrażam sobie - na chłopski rozum - takiej roboty za którą kupuję sobie 2 fajne "eLeczki" - no chyba że marzę.
Jeszcze raz podkreślę - poza nielicznymi (wręcz bardzo nielicznymi) branża nie należy do tych "nie do zastąpienia" co pokazuje choćby finał tej sprawy.
A mógł kolega wziąśc te 2 tys...
Ja bym zabetonował jakieś stałe gniazdo do stałego mocowania i dogadałbym się z kimś na miejscu by za "działkę" wstawiał aparat ( i to nie jakieś PROFICUDO) i strzelał parę klatek bracketingowanych na wszelki wypadek.
Aparat z tych co stówę kosztuje bo jakież to wyśrubowane parametry muszą spełniać klatki filmu?; zdjęcia oglądałbym codziennie przesyłane przez neta i ew podjechałbym w razie jakichś ekstremalnych problemów.
Myślę że niejeden "amator" nawet z własnym sprzetem z 5 stówek ganiałby codziennie żeby to robić - z pocałowaniem w rękę!.
Zostaje - 1500: mało?
hmmmm....
Nawet gdybym więcej musiał "oddać" - "pecunia non olet" :-)
a tak... :-(
Ostatnio edytowane przez hekselman ; 01-08-2012 o 09:58
Każdy kij ma dwa końce. To właśnie tak niskie cenienie swojego czasu doprowadziło do totalnego rozwalenia rynku.
2000 zł / 56 = 35 złotych za zdjęcie. To jest całkiem niezła stawka, pod warunkiem że zlecenie robisz za jednym, dwoma, max trzema podejściami.
Mówisz żeby odpalić działkę miejscowemu? Chyba żulowi, który za piątaka się przejdzie i wciśnie przycisk. Kto normalny będzie się fatygował 56 razy za takie grosze? To już lepiej kotleta za 2500 zrobić. 2 koła z fakturą, odprowadzonymi podatkami, ZUS-ami itp? Ile z tego zostanie?
Mam wrażenie, że niektórym z was duża kwota (bo faktycznie na pierwszy rzut oka wydaje się spora) przesłania zdrowy rozsądek, tj. nie kalkulujecie w ogóle (albo je bagatelizujecie) wysokich kosztów takiego zlecenia.
Na mój chłopski rozum to takiego zlecenia nie bierze się za dwa koła, tylko nie bierze się go w ogóle.
Dopóki będziecie się zadowalać ochłapami z pańskiego stołu, rynek się nie uzdrowi.
Jeszcze raz, bo nie dociera: to nie jest jedno zlecenie za 2 koła, to jest 56 zleceń za 35 złotych (brutto!).
Ostatnio edytowane przez Merde ; 01-08-2012 o 11:01
I don't pretend to understand Brannigan's Law. I merely enforce it
W firmie mojego kolegi (budowlana) rozwiązali to w ten sposób, że po naciąganiu się z kilkoma "fotografami" kupili kompakta w markecie za 6 stówek i trzaskają sami. Sprawa rozwiązana, temat zamknięty.
Oj nie bardzo. Moim zdaniem najwinniejszy jest tu rozwój technologi. W konsekwencji dostępność sprzętu zapewniającego bardzo dobre efekty przy niewiekich nakładach i za tym idące bajecznie wręcz łatwe - "stanie się fotografem". Niskie cenienie się to już moim zdaniem tylko tego konsekwencja wynikjąca z faktu, że zbyt dużo osób chce zaabiać na czymś co jest łatwo osiągalne.
"Co do wspomnianego mojego obowiązku to chcę jeszcze dodać, że mój stosunek do tegoż obowiązku jest moją osobistą i całkowicie prywatną sprawą, co zwalnia mnie od wszelkich dalszych komentarzy, przypisów, suplementów i gloss."
Kapitan Wagner