Fotoszop nie jest w fotografii niczym nowym. Przeniósł analogowe narzędzia w cyfrową przestrzeń. I tyle. Dawniej negatywy ze zdjęciami portretowymi retuszowało się przy pomocy twardego ołówka i potem kopiowało na papier stykowo aby nie było widać. Wydaje mi się, że większość okładek do czasopism sprzed lat było retuszowanych podobnie jak dzisiaj zmieniło się tylko narzędzie. Dawniej robiły to panie nazywane retuszerkami dzisiaj robi to fotograf albo studio graficzne. Filtry zmiękczające mają pewną wadę bo lubią wprowadzać dominantę barwną w zdjęcie. Stąd wymyślono zapewne obiektywy z miękką ostrością regulowaną pierścieniem bądź wkręcanym filtrem siatkowym do środka obiektywu. Ale obiektywy te mają wadę, zmiękczenie działa tylko na pełnej dziurze. Poprawne naświetlenie w studio na przysłonie 2,8 często może być problematyczne albo i niemożliwe. Fotografia cyfrowa ma jeszcze jedną wadę a mianowicie brak wielokrotnej ekspozycji. I w tym przypadku fotoszop jest tylko częściowym ratunkiem. Kiedyś można było jedną klatkę ( dzieląc parametry naświetlenia ) naświetlić tak aby kilka zdjęć było wykonanych na różnych przysłonach. W ten sposób uzyskiwało się fajne zmiękczenie brzegów zdjęcia.
Podam jeszcze jeden przykład. W oczach osoby fotografowanej powinno być odbicie tylko jednej lampy. Można tak ustawić oświetlenie aby tak było. Jest to jednak trochę zachodu. Z drugiej strony są to dwa, góra trzy kliknięcia stempla. Warto się męczyć?