Różnica w obsłudze jest tylko i wyłącznie w kółku. Obecne trabanty mają wyciągnięte na wierzch więcej funkcji, niż np. 60D. Brakuje tylko tylnego kółka, ale to kwestia przyzwyczajenia.
Jeśli robimy sporo zdjęć typu martwa natura, fantastyczną opcją jest podpięcie aparatu do laptopa i włączenie Live View na 15, czy 17 calach z możliwością ostrzenia (af i prawie-mf), pełnej kontroli ekspozycji i natychmiastowego podglądu zdjęć. Do fotografowania żarcia, czy produktów - fantastyczne.
W przypadku pracy na zewnątrz mamy lżejszy i mniejszy korpus (dyskrecja), lepsze wysokie ISO, rozpiętość tonalną czy odwzorowanie kolorów. Jeśli lubimy pracować z wielkimi obiektywami, zestaw trabant+grip zapewnia b.dobry chwyt, a nadal jest mniejszy od 40D i tym podobnych.
Ps. Nie wiem jak wy, ale ja się nie spotkałem z przypadkiem trabanta zrujnowanego przez np. deszcz, czy piasek, co więcej, moje 500D (i X100, ale to nieco inna sprawka) dostają spory wycisk i nic się z nimi nie dzieje. :-)
PS. I jeszcze jedno - to, co wkurza mnie w dwucyfrowej serii aparatów to to, że dajemy sporo więcej pieniędzy za aparaty, które różnią się praktycznie wyłącznie sposobem obsługi. Z mojego podwórka, miałem trzy 10-megapikselowe korpusy Canona, 1000D, 400D i 40D. W tym momencie nie pamiętam już jak mi się którym fotografowało, zostały jedynie zdjęcia. A te nie różnią się niczym. Różnica by była w momencie, kiedy zamiast 40D i Sigmy 10-20 kupiłbym trabanta i 10-22 USM :-) Ogólnie, jestem strasznym zwolennikiem trabantów i z chęcią nabyłbym jednego z matrycą APS-H, czy FF. Bo w gruncie rzeczy to daje prawdziwą różnicę w obrazku![]()