Zostawianie końcówki to fajny patent, ale w eos 300 choć tego nie było, to dało się to zasymulować (pewnie inne aparaty działały podobnie): gdy aparat zwijał film pokazywał licznik klatek, gdy schodził do 0 można było otworzyć klapkę, wtedy silnik się wyłączał. Aparat na początku przewijał cały film, a po zrobieniu zdjęcia wsuwał go do szpuli, dzięki temu nawet jak się za szybko otworzyło to nie prześwietlało się już zrobionych zdjęć, tylko co najwyżej puste klatki. Wtedy trzeba było oznaczyć film, że ostatnia 1 klatka jest prześwietlona i po powtórnym włożeniu pamiętać, aby nie naświetlać filmu do końca.